Współcześnie piszące kobiety już nikogo nie zdumiewają. W II Rzeczpospolitej wielu gorszyły, a nawet niepokoiły. Mężczyźni nie wierzyli, że kobieta może kształtować światopogląd narodu. Uważali, że jej umysł nie potrafi ogarnąć tego wszystkiego, co dzieje się na świecie, nie potrafi tego przetworzyć i wyciągnąć wniosków. Nie potrafi spojrzeć w przyszłość tak, aby na podstawie konkretnych zdarzeń przewidzieć przyszłość państwa, gdyż zajęta jest jedynie własnym ogródkiem. Jednak w nieco przewrotny sposób można by mężczyznom zarzucić, że nie potrafią świata pokazać kobiecymi oczami, bo nie mają pojęcia jak to jest być kobietą. Tymczasem nie stronili przed obsadzaniem kobiet jako głównych bohaterek swoich powieści. Czyżby uważali, że są wszechstronni? Ano. Mało tego, byli przekonani, że są genialni.
Zamknięte w domach kobiety długo same nawet uważały, że nie są godne tego, aby pisać, że mają za małe móżdżki, że ich spojrzenie na codzienność jest nic niewarte. Wszak nikt nie jest ciekawy, co się dzieje w ptasim móżdżku kury. Nikt jej nie pyta o zdanie. Niepokoi tylko wtedy, kiedy przestaje znosić jajka, bo przestaje być użyteczna.
Być może też z tego powodu wiele talentów umierało śmiercią naturalną. Mało, który przetrwał do starości. Nawet Wanda Melcer, osoba tak bardzo popularna w dwudziestoleciu, tak chętnie wydawana, że mogła się poszczycić jako chyba jedyna, że się utrzymywała tylko z pisania. Po wojnie zupełnie zniknęła z rynku wydawniczego. Podczas wojny była żołnierzem Armii Krajowej, a po wojnie wstąpiła do PZPR. I przestała pisać.
Czy można po prostu przestać pisać?
Mam na myśli to, że wiemy iż jesteśmy pisarzami, że mamy potrzebę pisania, że opowieści same pchają się nam do głowy. Czy możemy pewnego dnia to skreślić i przestać. Wszak jeśli przestalibyśmy jeść czy pić, umarlibyśmy. Przecież pisarz to nie zwykły zawód, który wybieramy i się do niego szkolimy. To umiejętności, które przynosimy na świat. Mogę przestać być bibliotekarzem jeśli przestaję pracować w bibliotece, nauczycielem, gdy zwalniam się ze szkoły – chociaż tutaj bym się zawahała, bo to zależy od tego jak sam człowiek podchodzi do tego zawodu.
Są nauczyciele, którzy nigdy nimi nie przestają być, mimo że w zawodzie nie pracuję. Ano właśnie i w podobny sposób należy spojrzeć na zawód pisarza. Jak ja na to patrzę. Jak ja do tego zawodu podchodzę. Czy traktuję go jako chwilowe zajęcie czy zwyczajnie jestem nim od czubka głowy po duże palce u stóp bez względu na to czy co roku wychodzi nowa książka czy nie. Może nie wychodzić, co nie oznacza, że nie piszę.
Dlatego istnieje powiedzenie, że ktoś jest np.: nauczycielem z powołania. Pisarzem z powołania. Lekarzem z powołania. I chyba dochodzimy do sedna sprawy. Nie każdy wykonuje swój zawód z powołania. Bywa, że wykonuje go, być może nawet rzetelnie, ale z braku innych możliwości. Czy ja bym potrafiła przestać pisać? Nie. Tym bardziej, że pisałam od kiedy nauczyłam się liter, a było to nim poszłam do przedszkola. Robiłam to odruchowo, tak jak niektórzy kolorowali czy rysowali albo budowali domki z klocków. Zapisałam ogromne ilości zeszytów, ale nie miałam potrzeby ich komukolwiek pokazywać. Sam akt pisania, tworzenia, dawał mi tyle satysfakcji, że niczego więcej nie potrzebowałam ani nie oczekiwałam.
Dlatego „przestać pisać” nie mieści mi się w głowie. Nie rozumiem, jak to jest możliwe, że ktoś pracował sporo czasu w tym zawodzie osiągając sukcesy i nagle postanowił się przekwalifikować.
Z podobnym niedowierzaniem podchodzę do autorki powieści „Zabić drozda” Harper Lee. Nie mogę pojąć, jak można napisać tak dobrą książkę i później już nic. Bo w tę rzekomo drugą książkę nie wierzę. Obojętnie, jak było, to nawet dwie książki to za mało na tak utalentowaną autorkę, która żyła do starości. Nie zginęła nagle w wypadku, jak autorka „Przeminęło z wiatrem”, Margaret Mitchell, która gdyby nie śmierć, pewnie napisała by wiele innych powieści.
Jak to możliwe, że głośne w dwudziestoleciu powieści, później nie były już wznawiane. Tłumaczę to tym, że się zmienił świat i to przed wojenne nie przystawało do powojennego. Zmienili się ludzie. Ci, którzy przeżyli nie byli już tamtymi ludźmi z przed…Wiedzieli, że tamten świat umarł, a oni przeżyli, ale nie chcieli do tamtego wracać. Może zbyt bolesne były to wspomnienia. Nazbyt wielka tęsknota kwiliła na pograniczu serca. Może. To tylko gdybanie. Na tę śmierć kobiecych talentów pisarskich zwraca uwagę również Gombrowicz w swoim Dziennikach. To go niepokoi. Zadaje pytanie, dlaczego tak się stało? „Dziwniejsze, groźniejsze, że żaden z talentów objawiających się co czas pewien w prozie nie zdołał się utrzymać przy życiu – wszystkie umierały.”
Dlaczego tak się działo?
Bywa, że i miłość umiera, a do niedawna zakochani odchodzą w dwie przeciwne strony. Też się dziwimy. Jakże to tak? Do wczoraj najbliżsi sobie ludzie, a od dzisiaj obojętnie obcy? Trudno to pojąć, ale przecież tak się dzieje. Może podobnie jest z pisaniem. Pisanie to też rodzaj miłości, czasem bolesnej. Czy możliwe jest, aby z niej w końcu zrezygnować? Dla mnie to nie do pojęcia. Może, dlatego że walczę do końca. Jeśli rezygnuję albo odpuszczam to tylko wtedy, kiedy mam pewność, że nie mam szansy na zwycięstwo, na powodzenie, na osiągnięcie celu. Czasem, gdy zniechęcenie osiągnie zenit, idę spać, ale nie podejmuję żadnych kroków. Nie wykonuję żadnych ruchów, bo będąc w takim stanie nie ufam sobie. Zostawiam sprawę, a później gdy się wyśpię, najczęściej podejmuję wyzwanie na nowo.
Najtrudniej jest czekać, gdy nic się nie dzieje, ale to oczekiwanie nas hartuje, uczy cierpliwości. Nie sposób osiągnąć czegokolwiek bez cierpliwości. Doskonale wiem, jak trudna jest jej nauka, bo od dziecka byłam „podpalona”. Miało być szybko i od razu! Do dzisiaj na przykład nie znoszę stać w kolejce.
Melcer opisywała wszystko, co przeżyła i co widziała. Mam wrażenie, że dwudziestolecie to także apogeum ekshibicjonizmu w kobiecym wykonaniu. Sama jestem przeciwniczką tego, aby z własnej biografii tworzyć literaturę piękną. Jest to raczej dziennikarstwo, rodzaj reportażu, ale co ja tam wiem
Powtórzę się. Literatura to opowieść, a opowieść rodzi się w wyobraźni. Może nas zainspirować rzeczywistość, ale na tym koniec. Biorę powieść do ręki nie po to, aby się dowiedzieć, co się dzieje za moim oknem, a po to aby o tym zapomnieć.
To samo miał na myśli – tak mi się wydaje – Sienkiewicz, kiedy drwił z Orzeszkowej uważając, że powinna pisać instrukcje tapicerskie, bo tak skrupulatnie opisuje obszycia kanap i foteli.
W tym, według mnie, gubiły się kobiety piszące. W nazbyt szczegółowym opisywaniu otoczenia, bo one jako bardzo spostrzegawcze istoty nie potrafiły przepuścić nawet spluwaczce, która niczego nie wnosiła do opowieści. A już na pewno nikogo nie interesowało to jak finezyjnie była rzeźbiona czy zdobiona, bo i tak lądowała w niej plwocina, która nie miała nic wspólnego z pięknem czy finezją, a jedyne co mogła spowodować to odruch wymiotny.
Warto w tym momencie przytoczyć anegdotę, którą powtarzała sama Melcer, mimo tego, że za każdym razem ją zmieniała, to może niektórych rozbawi. Podczas pierwszej wojny światowej przebywała jakimś tam majątku i kiedy bezmyślnie sobie spacerowała, dostrzegła drogą jadących ułanów, których prowadził jej znajomy. Podekscytowana rzuciła się aby ich witać, ale miała za wąską spódnicę i jak długa runęła do rowu, a ułani w tym czasie przejechali nie dostrzegłszy jej
Tutaj mamy kolejny element kobiecy, element jej garderoby. Czy za wąska spódnica, czy gorset niemiły, stanik nazbyt nowoczesny, czy rękawiczki albo kapelusik z woalką – to przykuwało uwagę kobiet. Kiedy ruszyły do piór rzuciły się na tematy społeczne, rozszarpywały je, darły jak poduszki z których leciało pierze, a później znalazły sobie inne zabawki.
Według Agnieszki Baranowskiej powojenne powieści Melcer (czyli jednak po…pisała) nie przynosiły jej takiego uznania jakiego oczekiwała. Być może były przesycone propagandą. Piszę być może, bo ich nie czytałam. Według Baranowskiej pisała do końca życia. Czyli jednak pisarz z krwi i kości Bo prawdziwy pisarz, według mnie, nie potrafi po prostu przestać pisać. To jak nałogowy gaduła, nie wie co to milczenie.