Idziemy! to idźcie…

Ja tutaj zostaję, posiedzę, popatrzę, postaram się… Postaram się zaakceptować cień, w który wchodzi osierocony człowiek, postaram się patrząc na rodziny w promieniach słońca i nie zapytam „dlaczego”, serio.

 Życie przypomina jedwab na okładce książki

wystarczy nieopatrzny ruch, źle zamknięte okno, które gwałtownie otworzy burzowy wiatr, okiennica zepchnie z parapetu szklany wazon. Wystarczy niewielki języczek szkła by przeciąć drogocenne płótno.

 Słoneczni i ci z cienia

maszerują obok siebie, wspólnie stąpają po przejściach dla pieszych, spoglądają na ten sam ratuszowy zegar, podobnie się śpieszą i niecierpliwią – różnią się ciężarem w sercu. Słonecznym lekko jest biec, jakieś smuteczki zaprzątają im myśli, drzazgi nieprzyjemności noszą pod paznokciami, ale czują się bezpieczni. Ludzie z cienia nawet uśmiechając się płaczą, ich serca pracują dwa razy ciężej, bo muszą przetoczyć litry krwi gęstej od żalu i rozgrzać zlodowaciałe organizmy, bo żeby przetrwać pewne sytuacje trzeba zamarznąć w środku.

 Czas wcale nie leczy ran

ból pozostaje z człowiekiem na zawsze. Czas potrafi tylko uzmysłowić sierocie, że Jej, Jego naprawdę nie ma. Nie ma i nie przyjdzie, nie doda otuchy, nie wpadnie na kawę, nie pomilczy razem z tobą przy talerzu z barszczem. NIE MA jakież to okrutne. Zupełnie inaczej niż słowa ekspedientki w spożywczym: nie ma mleka, chleba, schabu. Jednak stwierdzenie, że nie ma człowieka jest niczym uderzenie obuchem.

 Śmierć podobnie, jak ciąża jest nieodwracalna

tak w jednym jak i w drugim przypadku nie można się cofnąć, zmienić zdania, rozmyślić się. Nadchodzi i już. Jedno to słońce, drugie to cień. Cień, w który wchodzą ludzie z ranami w sercu po stracie bliskiej osoby jest nieodwracalny.

 

Wszystkim mamom życzy dzisiaj słońca i radości, lekkości w sercu i pewności, że są najlepszymi mamami na świecie, bo na pewno są.  

 A tym, którzy z kwiatami (zamiast na kruchy z jabłkami) idą na cmentarz nic nie powiemy, wspólnie pomilczymy.

Bądźcie z nami.