Poezja

Dlaczego czytamy albo NIE czytamy poezji?

            Dla mnie poezja to zachwyt. Świergot ptaków, błękitne niebo, róża z kroplami rosy na płatkach, czerwony zachód, cisza tuż po śnieżycy, mroźny poranek, dzwonek na szyi konia, sanie przykryte muflonami, rozstrzelone promyki wczesnym rankiem na łące, w lesie, mgła, las w chmurach…można mnożyć. Z powodu zachwytu też powstają wiersze. Między innymi. Oczywiście powstają także z rozpaczy, histerii, z powodów politycznych, pod wpływem radości, straty, melancholii, z nudów, z tęsknoty.

            Stronimy od poezji, bo jej nie rozumiemy. Tak myślimy. Że trzeba rozumieć. A przecież śpiewu słowika także nie rozumiemy, a podoba się. Myślę, że to wystarczy. Ma oczarować, zachwycić, połaskotać serce.

            Nie czytamy wierszy, bo wmówiono nam, że do ich czytania potrzebna jest pewna wiedza. Mało, kto ją posiada. Poza samymi poetami, poza kilkoma krytykami, profesorami filologii i studentami. Oczywiście są takie wiersze, przy których ani rusz bez owej wiedzy. Bo są nawiązania do innych utworów, do sytuacji rodzinnej, politycznej, osobistej poety, czy grona osób pośród, których się obracał.

            Dobry wiersz sam w sobie powinien mieć treść, która błyszczy ponad tym, czego nie wiemy o jego twórcy i czasach, w których powstał. Ma mówić o czymś, co było, jest i będzie aktualne w każdych warunkach. Wtedy zrozumie go każdy, każdy kto nie jest polonistą nawet. Słowik śpiewał za czasów Mickiewicza i zachwycał, śpiewa i dzisiaj, choć może go mniej słychać i też zachwyca.

            Lubię poezję. Zwłaszcza ten moment, kiedy strofy rozsiądą się w umyśle. Wiersz został przeczytany, a teraz pęcznieje wewnątrz, jest przeżywany. Siedzę na werandzie, pod drzewem, na łące, mrużę oczy od słońca i delektuję się strofami, pojedynczymi słowami. Zachwyca mnie zręczność z jaką poeta te słowa układa niczym złotnik, który szlifuje gronostaje na rękojeści miecza. Pojedyncze wyrazy są nieme, jak kamienie na drodze. Odpowiednio ułożone tworzą albo ciszę albo krzyk. To piękne.

Słysząc o miłości[1]

Słów o wielkiej miłości słuchaj w lęku i wzruszeniu,

jak esteta. Z tym, że – o ile ci się poszczęściło –

pamiętaj, jak wiele stworzyła dla ciebie wyobraźnia.

To po pierwsze. Potem zaś przypomnij sobie inne sprawy –

te mniejsze – przez jakie w życiu przeszedłeś

i jakimi się cieszyłeś: te realniejsze, dotykalne.

Z takich umiłowań nie byłeś wyzuty.

Bądźcie z nami!

                                                                                                                                                                                                                        A.C.

[1] Konstandinos Kawafis „Wiersze zebrane”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1981, s.309.