Naznaczeni bo inni

Współcześnie neguje się istnienie prawa i prawdy obiektywnej, konsekwencją tego jest zrównanie prawdy z kłamstwem i grzechu z cnotą. Prywatna niegodziwość przeradza się w publiczną cnotę, a społeczeństwo zostaje poddane ostracyzmowi i prawnej karalności dobra.

A między domami latają motyle

I kwitną autentyczne stokrotki, chabry, kaczeńce; bzyczą muchy i trzmiele, pachnie świeże mleko… ale coraz mniej ludzie wie, co to znaczy. Pojawiło się niedawno pojęcie braku „stabilnej społeczności”, choć takie określenie to pewnie nadużycie. Chodzi o to, że społeczeństwo siedzi na walizkach, ale czy to prawda?

Nie chodzi tylko o emigrację

Jeżeli mężczyźni dostają pracę w innym mieście i każdego poranka o godz. czwartej trzydzieści wyruszają – zimą utopioną w czerni, a latem ginącą we mgle – ulicą prowadzącą ich trzydzieści kilometrów czy pięćdziesiąt do wieżowców, w których duszą się osiem i dziesięć godzin. Potem zaś konsekwentnie wracają do swoich rodzin, tylko po to, by zasnąć nad kolacją i pocałować ciepłe czoła śpiących dzieci. To nie potrzeba obczyzny by zauważyć, że ci ludzie nie mają konkretnego domu, żyją „między”, większą część czasu spędzają poza tym, na co pracują. Kiedy mają kilka dni wolnego, przesypiają ten czas w fotelu. Coraz mniej ich łączy z własnym kątem, z lokalną przestrzenią, pomimo konsekwentnych powrotów, coraz częściej jedyne, co czują to śmiertelne zmęczenie. Żyjąc w ten sposób wypełniają się, niczym stuletnie lipy, pustką w środku. Mebli z tych drzew zrobić nie można, ale mogą posłużyć za model do nostalgicznego pejzażu.

Musisz biec z innymi, bo…musisz?

Spróbuj inaczej żyć, każdy powinien spróbować nim utonie w nurcie brudnej rzeki, na której bieg nie ma wpływu. Nie ma też wpływu na to, gdzie go zaniesie. Dlatego uczymy się akceptować te niewygody, obojętniejemy, tępią się ludziom umysły i potrzeby. Coraz mniej jest potrzeb tzw. wyższych, coraz częściej zadowalamy się miałkimi rzeczami i tym, co jest na wyciągnięcie ręki.

Bunt został pokonany

Uwierzono, że człowiek nic nie może, że buntując się walczy z wiatrakami, a uprawianie tej donkiszoterii jest nic niewartym hobby, które wcześniej czy później przyniesie frustrację i poczucie zmarnowanego czasu. Jednak czy bierne przyglądanie się łobuzerstwu i wykorzystywaniu innych przed tą frustracją potrafi ochronić? Warto pomyśleć nad własnym zachowaniem, nad tym czy aby na ślepo nie podążamy za tłumem, warto bo dopóki świadomie podejmujemy wszystkie decyzje i świadomie meblujemy własne życie, wszystko jest w porządku, gorzej jeżeli ulegamy narzuconym normom, z którymi się nie zgadzamy albo ich nie rozumiemy, ale mimo to poddajemy się im.

Szkoła przestała uczyć rozumienia

Kiedyś, podstawą rozwiązania zadania z matematyki, było zrozumienie jego treści. Bez tego nawet jeśli wynik był prawidłowy, można było dostać ocenę niedostateczną. Bo nie chodziło o to by zgadnąć rozwiązanie, ale autentycznie zrozumieć, dlaczego wynik jest taki a nie inny. Współczesne zadania mają na celu przyzwyczaić dziecko do nierozumienia i nie zadawania pytań. Są sformułowane nielogicznie i raczej na pewno układane przez psychologów a nie matematyków.

Na przykład:

Zuzia o godz. 17.05 zrobiła 10 baniek mydlanych. O 17.06 i w każdej kolejnej minucie robiła po 20 baniek. Bańki pękają po 2 minutach. Ile baniek fruwało w powietrzu po czwartym wydmuchnięciu.

Bądźcie z nami!