„Boże dzieci tańczą”

            „Wszystkie boże dzieci tańczą” to tytuł przewrotny. „Boże dzieci” pierwsze skojarzenie, błogosławione. Dzieci z fartem, ludzie szczęśliwe, do tego jeszcze tańczą. Apogeum szczęścia. Znowu pierwsze skojarzenie; nie tańczą żałobnicy, skoro tańczą – radują się. To nie są opowiadania o szczęściu. Ani o tańcu. Ale jak się spojrzy na życie nawet swoje, to bilans wychodzi na plus, więc właściwie można by powiedzieć, że ten tytuł jest dobry, dla każdego z nas.

            Haruki Murakami w tej krótkiej formie zachwycił nas najbardziej, choć mówimy tu o słowach świetne i bardzo świetne. To tak, jak „najulubieńszy koń”, masło jest maślane, ale nie o to chodzi. Chodzi o to, że do nas te opowiadania dotarły wyjątkowo mocno, może dlatego, że jesteśmy miłośnikami krótkiej formy..

            Jesteśmy konkretni i lubimy konkrety, być może dlatego oszczędna forma jaką jest opowiadanie dociera do nas wyjątkowo mocno. Zaskakujące puenty i szkic, (bo opowiadanie to taki szkic) potrafią mocniej uderzyć w serce niż powieść o rozbudowanej konstrukcji w której potrafią utonąć sprawy najważniejsze.

            Jakie są te opowiadania? To przestrzenie; tajemnicze i zawiłe, każdy z nas je ma w sobie. Jest tam samotność, bo samotność to siostra bliźniacza człowieka, każdy z nas ją ma obok, mimo że dom pęka od gwaru rozmów, od gości i grup wsparcia. Żyjemy każdy na własny rachunek, nie ważne czy się poświęcamy dla kogoś, czy zagarniamy dobra pod siebie.  Myślimy samodzielnie, słuchamy własnych słów, decyzje muszą być podjęte wewnątrz swojej głowy i też sami całkiem sami będziemy musieli umrzeć, jeżeli nawet przy naszym łożu zgromadzi się tłum nikt z tych zgromadzonym nie będzie nam towarzyszył.

            To tak, jak z zastrzykiem. Każdy w szkole musiał dostać szczepionkę, bo przychodził na to czas, wpadała do sali higienistka i kłuła, ale każdy z nas musiał sam poczuć to ukłucie i  męczyć się potem z opuchlizną. Niby to samo, ale każdy inaczej i całkiem samodzielnie musiał przez to przejść.

            Murakami zachwyca nas, pewnie także, dlatego, że jest egzotyczny. Wychowany w innych warunkach, inaczej patrzy na świat, w kulturze obcej, hermetycznej, ciekawej. Ale nawet w tak egzotycznym środowisku człowiek jest człowiekiem, pragnie ciepła drugiej osoby, tęskni za zmianami i innym życiem.

            Każdy z nas ma w sobie potwora, którego obłaskawia, ale który może się zerwać z łańcucha i przestanie słuchać kogokolwiek. Każdy z nas jest pełen obsesji, albo demonów. Nabieramy ich z biegiem czasu, bo musimy dalej żyć, urwało nam nogę, ale musimy żyć, dalej; urwało nam kawał serca, ale musimy żyć, dalej. Musimy jeszcze udawać, że wcale nie odczuwamy braku, bo nikt nie chce słuchać naszych obsesji, bo ma swoje (trudno się mu dziwić).

            Haruki jest skomplikowany, bo człowiek jest zawiły, nie jest jednoznaczny w swoim zachowaniu, tylko w brazylijskim serialu bohaterowie są albo tylko dobrzy, albo tylko źli. Nie dostaniemy gotowych odpowiedzi, Murakami jeszcze komplikuje sytuację, bo każdy z nas ma wątpliwości, no dobrze, może informatycy nie mają… (tak twierdzą). Bądźcie z nami!