Zaniechanie: fortel czy bluff?

„Nic nie zmienia się w krajobrazie, gdy jedne udręki zastępuje się innymi” [D. Bitner „Wciąż jesień” s.7].

Żyjemy by pozostawić po sobie jakiś ślad, nawet jeśli tych śladów pozostawiać nie chcemy, i tak coś zostaje. Jakieś otarcie na meblu, na gałce od szuflady, szczelina w wysłużonych drzwiach, dziura w spodniach, przykrość, którą wyrządziliśmy drugiemu. Nie jest możliwe takie całkowite „nic.”

Lepiej wiedzieć czy nie wiedzieć?

Być może niewiedza, jak twierdzi Bitner jest tym, co pozwala żyć. A nawet życiem się cieszyć. Nieraz mówimy, że lepiej nie być świadomymi tego wszystkiego, czego świadomi jesteśmy. Tylko znowu, czy tak się da? Człowiek obserwuje ludzi w galeriach, tłumy przepychających się osób, które czas spędzają na zakupach, spotykają się ze znajomymi pomiędzy stoiskami z ciuchami za tysiąc i więcej złotych, kotłują się przy ladach z deserami i daniami obiadowymi ­– wyglądają na zadowolonych. I taki człowiek, który dusi się w tych galeriach, nie znosi tłumu i ciasnoty…gorzej nie wydałby tysiąc złotych na sukienkę, którą ubierze raz w życiu, taki ON zastanawia się, co z nim jest nie tak? I nawet zazdrości tym wszystkim osobom, że one w tym świecie zbudowanym ze stoisk handlowych, tak świetnie się odnajdują.

Outsider

Pozostaje na zewnątrz, bo od środka oddzielają go szklane ściany, czy nie potrafi się zintegrować? Czy po prostu nie ma jak przez nie przejść, bo nie zna osób, które mają do tych drzwi klamki. Sam stanął na uboczu, czy tam go wyrzucono? I czy jego ślad jest ważny? Pytań jest mnóstwo, odpowiedzi nie ma, bo nie może być. Gdyż ślad zostawia każdy, zaniechać zaś potrafi mało kto, bo  to sztuka.

Zaniechanie: przestanę dążyć do celu

Jednak w tekście Bitnera zaniechanie to oszustwo, bo zawsze ktoś kogoś oszukuje i udając kapitulację podaje drugiemu kielich z zatrutym winem, udając przyjaciela pragnie zjeść jego ciepłe jeszcze jelita. Żeby mieć pewność, że tamten zaniechał, zrezygnował, załamał się, wypadł z gry, asystuje przy jego upadku…a gdyby tego nie wiedzieć? Czyż życie nie byłoby piękniejsze? Jednak to niemożliwe.

Tylko, że Lovecraft zaniechał

Pisał przerażające opowieści o nie-rzeczywistości, choć tak realne jakby byłby namacalne, jednak zaniechał życia. Nie potrafił albo nie chciał zintegrować się z innymi, być mężem, ojcem, dziadkiem. Tak jakby pozostał pośród swoich snów i wizji, ale, ale może zrobił to świadomie? Uznał rzeczywistość za NIC i choć pod wpływem jakiegoś impulsu ożenił się, to potem wycofał się z życia i miał w nosie, kto go utrzymuje, że ktoś musi go utrzymywać. Mówi się, że bezdomni są ludźmi, którzy załamali się, że nie wytrzymali presji życia i sprostania wszystkim obowiązkom, które na człowieka spadają. Czy oni są mniej wartościowi niż my biegający jak mrówki, kiedy ktoś wsadzi kij w mrowisko? Ejże, za czym tak biegamy, rzadko kiedy zastanawiamy się nad tym ile nam potrzeba do życia, gdybyśmy się zastanowili okazałoby się, że niewiele. Dostrzeglibyśmy coś jeszcze, że tego, czego nam potrzeba nie kupuje się w Biedronce, Mrówce czy Stonce. Tego nie trzeba kupować, to wystarczy zauważyć.