Refleksje

Zbliża się Wielki Tydzień. Ktoś, kto jest wychowany w wierze katolickiej przeżywa ten czas, jako czas ciszy i zadumy. Lubię ten moment. Tak na wiosnę, albo zaraz na samym jej początku dobrze jest się zadumać. Święta Wielkanocne bardziej do mnie przemawiały już od dzieciństwa. Może, dlatego, że Boże Narodzenie stało się zjawiskiem komercyjnym, eskalacją szaleństwa zakupów, nie ma tam miejsca na refleksję.

Na szczęście Wielkanoc nie ma w sobie nic, co można rozdmuchać do rozmiarów rewolucji konsumenckiej. Bo, co baranki, jaja, koszyczki to na niewielką skalę. Śmierć na krzyżu nie ma w sobie nic romantycznego. Zmartwychwstanie? To tylko dla wierzących, bo kto normalny wierzy w takie rzeczy. No właśnie. Na tym polega wiara, że wierzy się w coś nie mając dowodu na istnienie tego.

Ks. Jan Twardowski[1] napisał w 1997 roku taki wiersz:

                                               Ogień

   Patrzę Jezus na brzegu

  wydawał się łatwy

  taki do serca na co dzień

   Mówił: – Przyjdź

    czekam

    tylko nie licz na cuda

   do mnie się idzie przez ogień

            Boga nie szukają ludzie szczęśliwi i weseli. Każdy kiedyś taki był, ale nikt taki nie zostaje. Wcześniej czy później przychodzą trudne chwile i żeby nie postradać zmysłów trzeba wierzyć, że istnieje Ktoś potężniejszy, kto tym wszystkim zarządza. Wiem. To nie popularne dzisiaj. Podobnie, jak uśmiech do sąsiada, albo podtrzymanie starca schodzącego po schodach. Ale są tacy, którzy wbrew modom tak postępują: nie kopią leżącego, choć mają duże dłonie wykorzystują je do zbierania orzechów, a nie do bicia.

            Bardzo trudno jest lubić siebie, jeszcze trudniej lubić innych, ale jeśli człowiek się do tego nie zmusza przestaje lubić cokolwiek. Kim jest człowiek, dokąd zmierza i dlaczego w różny sposób układa się mu życie – to pytania, które towarzyszą nam na, co dzień. I mimo, że nie znajdujemy odpowiedzi, musimy jej szukać. Szukanie uspokaja. Daje nadzieję.

[1] Ks. Jan Twardowski „Bóg prosi o miłość” Kraków 2000 s.238.