Julie pisze muzykę. Nie jest to powiedziane dosłownie, ale myślę, że pisała ją razem z mężem – kompozytorem. Przeżywa tragedię. Jej rodzina ginie w wypadku samochodowym, a ona ten sam wypadek przeżywa.
Trudno się pogodzić z taką stratą. Postanawia odciąć się od poprzedniego życia. Sprzedaje dom, wynajmuje mieszkanie.
— Co pani robi — pyta ją agent nieruchomości — muszę wiedzieć, będzie mi łatwiej coś znaleźć.
— Nic — odpowiada.
— Tak całkiem nic? — nie dowierza.
— Całkiem — odpowiada Julie.
Życie straciło sens. Żyje, bo nie potrafi się zabić. Jednak żyje, nie żyjąc. Nie zamierza dokończyć koncertu, który pisali razem z mężem na Dni Europy.
Przy całym dramacie muzyka nadal do niej się dobija. Świat płynie obok, świadomie w nim nie uczestniczy, ale muzyka do niej dociera. Włącza się jej w głowie. Powstaje z zasłyszanych dźwięków ulicy, szczęków urządzeń i garnków w kuchni, z kawiarnianej krzątaniny. Niedokończony koncert cały czas brzmi w jej umyśle, a ten umysł (jak gdyby nic się w jej życiu nie zmieniło) układa kolejne fragmenty tego koncertu.
Bohaterem niemym jest kolor niebieski. To kolor lampy z dziecinnego pokoju. Można się domyślić, że niebieski był ulubionym kolorem jej córki. Lampa to jedyna rzecz, którą zatrzymała z poprzedniego życia. Niebieski i błyszczące diamenciki lampy to jej pamięć. Jest w kolorze niebieskim.
Cały film wypełnia niebieski. Na niebiesko odbijają się w szybie nocne światła ulicy. Nawet słoneczny dzień wydaje się błękitny a nie złoty od słońca. Niebieski to smutek w tym wypadku. Samotność. Alienacja. Przewija się także motyw szyby w odcieniu błękitnym. Julie (jak każdy po ciosie) jest między ludźmi, ale odgradza ją od nich przeźroczysta szyba. Wąska, zimna płaszczyzna, której prawie nie widać, ale kiedy przykleisz do niej dłoń poczujesz jej chłód i wilgoć.
Dzięki tym motywom wiemy, co się dzieje w bohaterce. Bo od niej samej tego się nie możemy dowiedzieć. Nie mówi o tym. Nikt za nią nie chodzi i nie stara się jej ściągnąć na powrót do życia. Nikt (tak jak to się często zdarza we współczesnych filmach) nie uprawia psychologicznej gadaniny. Narracja jest chłodna, zdystansowana nawet oschła. Fabułę naszkicowano „węglem” i wypełniono przepiękną melodią. Julie żyje w półmroku, mimo jasnego dnia, zdaje się, że mrok czai się wszędzie.
Bądźcie z nami!