„Muzyka cieszy nas przez marzenia, które budzi”, twierdził Stendhal. Dla Sourau marzeniem sentymentalnym była „poetyczność”. Wielu myślicieli i ludzi wrażliwych marzenie łączy z poetycznością. Często mówi się, że poezja pobudza tego by marzyć, wynika z tego, że ma podobne właściwości do wspomnianej już muzyki. Kiedy szepta nam do ucha leszczyna, a brzozom wiatr rozwiewa warkocze, gnieciemy bosymi stopami korale jarzębiny, a po niebie „w żółtawej cieczy obłoków” [S. Piętak „Ziemia odpływa na zachód”, Warszawa 1936] płyną okręty bocianów, serce się rwie do tych błękitów. Marzymy tak intensywnie, że potem nie potrafimy określić naszych przeżyć. Kiedy muzyka cichnie, a ostatni wiersz zamyka tomik, pozostają w nas tylko okruchy, podobne do refleksów już niepamiętanego snu.
Świat ziół, słowików i bogów
Usadźmy w nim trzy postacie: Kmicica, Harry Pottera i Frodo. I jak? Poetyckość pryska mocząc nam twarz lodowatą wodą i gapimy się wstrząśnięci, jakby zbudzeni ze snu z rybim wyrazem twarzy, gapimy się na słoneczne promienie ginące w odmętach chmur burzowych, albo jeszcze gorzej, w sinej szarości listopadowego beznadziejnego nieba.
Gimnazjaliści potrafią
Omawiać temat „siły marzeń” na podstawie wyżej wymienionych bohaterów. Jest to na równi ciekawe, co przerażające. Kmicic – żołnierz, on nie marzył, nie miał na to czasu, a jeżeli ktoś sądzi, że marzył o Oleńce to jest to wielkie nadużycie. Kochał ją, jednak tamtejsi ludzie nie byli tak ckliwi jak współcześni. W niczym nie przypominali serialowych mężczyzn, którzy całymi dniami mówią do siebie i płaczą rzewnymi łzami.
Potter i Frodo
Im bliżej do siebie. Nie tyle wierzą w cuda, co w czary. Żyją w magicznym świecie, który współczesne im istoty potrafią okiełznać przy pomocy czarów. Czy oni marzą? Potter faktycznie jest wyalienowanym młodzieńcem, nieszczęśliwym, który w bajkowym świecie odnajduje się wiele lepiej niż w rzeczywistym. Prędzej można by go porównać do Piotrusia Pana niż wyzwoliciela marzeń, ale nie bądźmy nazbyt surowi. Gdyby pójść dalej można by powiedzieć o nim, że marzy aż nazbyt intensywnie i wyobraził sobie cały ten nierzeczywisty świat z wróżami, szkołą magii i specyficznymi przyjaciółmi, wymarzył go dla samego siebie. A przygody, które przeżywa na kilometr pachną fantazjami przerażonego życiem nastolatka. Zresztą miał się czego bać. Frodo zaś miał przede wszystkim potężne poczucie obowiązku i ten obowiązek udało się mu spełnić dzięki przypadkowi, bo w ostatecznym rozrachunku z siłą pierścienia niestety zaczął przegrywać. Czy należałoby za jego marzenie uznać doniesienie pierścienia do miejsca jego zniszczenia? To dość naciągane.
Pośród tęczy i różowych jednorożców to może się odnaleźć tylko Szeregowy z Pingwinów
Połączenie Kmicica z postaciami baśniowymi brzmi jak opowieść o obcych, bo imć pan Andrzej nie marzył, tylko działał, nie wierzył w cuda ani złote kaczki tudzież kury, wszystko, co osiągnął w życiu zawdzięczał swojej sile i własnemu sprytowi. Nie, zdecydowanie Kmicic nie nadaje się do rozprawki o sile marzeń.
Bądźcie z nami!