Sztuka mięsa w rosole

Tradycyjny posiłek rodzinny, zwykłe danie chłopskie (choć trzeba przyznać, że bogate) magazyny life stylowe dopuszczają je przy wyjątkowych okazjach. Jako fantazję zblazowanych mieszczuchów. Na „co dzień” czyli, co nowy numer oglądamy przyrumienione kuropatwy szpikowane suszonymi śliwkami, różowawy kurczak w galarecie, kociołek raków, tęczowe ciastka z migdałami, szarlotkę pośród wielobarwnych owoców kandyzowanych.

„Mitologie”

Rolanda Barthesa na celownik biorą między innymi magazyn Elle. Autor zwraca uwagę, że pośród kulinarnych fotografii i przepisów w magazynie dominuje polewa, która wspaniale potrafi zeszklić powierzchnię, ukrywa potrawę pod gładką masą sosu, lukru, kremu i galaretek, bo kuchnia w Elle jest wyraźnie kuchnią wzrokową. Jednak nie w tym jedynym piśmie potrawy mają tylko przyciągać wzrok. Jest wiele magazynów, które robią z jedzenia szopkę, a nawet dzieło artystyczne, które po spróbowaniu nie nadaje się do zjedzenia. Modne stały się ostatnio fotografie jedzenia na poplamionych gazetach, z brudnymi lub zardzewiałymi sztućcami, albo jeszcze lepiej potrawa wyłożona na blaszaną, podrdzewiałą miskę w towarzystwie nożyczek pokrytych rdzą. Nic tylko życzyć smacznego.

Wykwintność i sztuczna oryginalność

Magazyny, o których mowa opisują siebie jako pisma ekskluzywne, ich rola polega na prezentowaniu czytelnikom masowym (bo do nich są skierowane) marzeń o elegancji, stąd – jak ją nazywa Barthes – kuchnia przybrania i kuchnia alibi, która stara się zamaskować pierwotną naturę składników: surowość mięsa (krwawą wodę), szorstkość skorupiaków.

Polewa wspiera

jeden z głównych nurtów kuchni dystyngowanej – przyozdabianie. Jedzenie traci swoją podstawową formę i powód, dla którego zostało zrobione, zyskuje sztuczny ornament niczym Apollo nieistniejący listek figowy. Dlatego mamy wycinanki z grzybów szpikowane wiśniami, ozdobne wzory z cytryn, wiórki trufli, srebrne groszki, a polewa pod nimi jest niczym stronnica, z której czyta się kuchnię z rokokowych wzorów, niestety kolor różowy jest kolorem dominującym.

Ozdabianie wbrew naturze:

zzpikowanie cytryn krewetkami, różowy kurczak, grapefruity podawane na gorąco. Z drugiej zaś strony próba odtworzenia tej wcześniej zignorowanej natury przy pomocy dziwacznych zabiegów: bezowe grzyby i ostrokrzew na bożonarodzeniowych stroikach, umieszczenie głów raków wokół beszamelu, który zakrywa ich odwłoki [s. 166].

Rzeczywistym problemem nie jest to, jak naszpikować kuropatwę

Ale jak ją zdobyć, czyli w jaki sposób za nią zapłacić, żeby było nas stać na kilka kolejnych obiadów (nie koniecznie z kuropatwy). W tych magazynach „odkrywczość” musi zadowolić się rzeczywistością baśniową. Nie wychodzi ona poza kadr, poza studio, jedzenie trafia do kosza na śmieci. Pozostają tylko fotografie i głodne spojrzenia czytelników.

Ozdobna kuchnia wspierana jest przez mityczną ekonomię

Jest to rzecz jasna kuchnia marzeń, o czym świadczą fotografie tych dań, robione tak, jakbyśmy mieli się najeść samym spojrzeniem. Jest to kuchnia całkowicie magiczna, magazyny bardzo się starają, żeby nie propagować kuchni oszczędnej, bo ich czytelnicy mają prawo tylko do bajki i marzeń o potrawach, których nigdy nie będą potrafili przyrządzić…

Do następnego!

5 Comments Add yours

  1. Joanna pisze:

    Ciekawy wpis. Też mam tendencję do 'jedzenia oczami’, jednak nic nie denerwuje bardziej, niż pięknie wyglądająca potrawa, która okropnie smakuje. Albo pięknie zrobione zdjęcie, jednak gdy pofatyguję się do restauracji, czeka mnie tylko „prawie” to samo (a prawie robi wielką różnicę) 🙂

    1. Kontrarianie pisze:

      Właśnie, fotografie potrafią zmylić, tworzą iluzję, a prawda potrafi być po prostu niesmaczna 🙂

  2. Karola pisze:

    Ciekawe przemyślenia i dobre spojrzenie na rzeczywistość. ??

    1. Kontrarianie pisze:

      Dzięki 🙂

  3. Paula pisze:

    No właśnie dla mnie takie zdjęcia to fotografie jak każde inne. Nie ruszają mnie na instagramie – wystarczyło, że kilka razy zajrzałam zza kadru, przeczytałam kilka relacji… – nie, dziękuję. To nie dla mnie. Po za tym nie gotuję dużo – a jak gotuję to brzydko, aby dobrze smakowało i aby się najeść – nie naoglądać. No ale są przecież ludzie, którzy cenią przede wszystkim estetykę i nie będzie im smakowało, jeśli nie będzie wyglądało. Nawet jeśli będzie tylko wyglądało :)) Nie no, każdy je (i ewentualnie fotografuje) jak chce. Smutno trochę, że to media dla mas – bo dla mas – stawiają przed nami takie oczekiwania. Jak później wygląda ten zwykły rosół na niedzielnym obiedzie? :))

Skomentuj Karola Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *