Walka wewnętrzna

 

            „ Przerażeni (…) ciszą ludzie z czasem i z wielkim trudem wyhodowali dzwony, które uwiązali na pustych wieżach.” Tomasz Ososiński.

            Niezwykłe słowa. Prawda? Cisza potrafi zatrwożyć, wstrząsnąć człowiekiem, potrafi go także sparaliżować. Nadchodzi po kataklizmie. Zabiera go w otchłań zadumy, osieroconego. Pozostawia bez skarpet ze stopami w lodowatym strumieniu.

            „Pasję” Mela Gibsona oglądał pewnie każdy, a ten, kto nie oglądał niech to zrobi. Sami obejrzeliśmy ją wielokrotnie. Przedstawiony tam obraz dwunastu godzin, ostatnich godzin z życia Jezusa poraził nas, zachwycił i wzruszył.

            Jest tam moment, który sprawia, że można się rozbeczeć w głos nawet w kinie, jak zupełnie jak tamtejsze płaczki.

            Jezus niesie krzyż, wąskimi uliczkami Jerozolimy. Otaczają go wściekli ludzie, rzucają w niego kamieniami, plują, potrącają, żołnierze niby go bronią, ale rzecz oczywista, co jakiś czas komuś udaje się grzmotnąć skazańca. Maryja próbuje się do niego dostać, ale nie może przedrzeć się przez tłum. Biegnie to z tej strony to z drugiej, w końcu wybiega mu na przeciw, nim odpędzą ją straże może mu posłać spojrzenie. Widzi, że jest poobijamy, ma spuchnięte oko tak bardzo, że patrzy tylko jednym. Robi to z wysiłkiem, żeby coś zobaczyć z lewej strony musi obrócić głowę i zdrowym prawym okiem tam spojrzeć. Tak całkowicie po ludzku.

            W momencie, kiedy Maryja go spostrzega, żołnierz raczy Jezusa prawym sierpowym, krew chlusta, a kobieta równocześnie przypomina sobie, małego Jezuska, który biegnie w jej kierunku i przewraca się, ona rusza mu na pomoc…Dorosły Jezus w zwolnionym tempie ląduje twarzą w kurzu ulicy, kobieta nie może mu pomóc.

            Jest tutaj scena matki i syna. Biją jej dziecko, a ona nie może go ochronić.  Wielokrotnie dmuchała jego stłuczenia w dzieciństwie, czuwała, kiedy miał gorączkę, całowała jego paluszki i uczyła go liczyć linie papilarne u siebie na dłoni. A teraz ciało jej syna pęcznieje z bólu, rozdyma się, wybucha miazgą i gęstą krwią pomieszaną z osoczem.

            To porażająca scena.

             No i pogarda. Jezus idący uliczkami miasta, które wypełniał histeryczny, wściekły tłum, musiał zmierzyć się z czymś jeszcze: z pogardą, której boi się każdy człowiek. Trudno pojąć, że ludzie mogli tak chętnie znęcać się nad drugim człowiekiem, tym bardziej, że on i tak już został skazany na śmierć. Kiedy jednak zakończyła się jego droga krzyżowa psalm T. Nowaka wcale nie dziwi:

„Zabiłbym cię z litości
z litości ukrzyżował
dymna miazgo krwawiąca
u wszystkich naszych pował
wydłubałbym ci z oczu
kawałkiem starej blachy
bielsze od hostii zboża
i rdzę kapiącą w piachy
dałbym ci kij na drogę
i psa złego jak człowiek
byle ci się domknęły
podwójne wieka powiek” (fragm. Psalm litościwy, Nowe Psalmy)

Po takiej stracie może nadejść tylko cisza, dlatego cisza kojarzy się z żałobą. Boimy się jej, bo jeśli nie gra muzyka, oznacza to smutek. Smutek, który nigdy nie zniknie. Są takie smutki. Ludzie znali je od zawsze, dlatego wymyślili dzwony, które śpiewały, nawet wtedy, kiedy wyło serce. Może i dobrze robili, dzięki temu mogli innym, tym, którzy znajdowali się daleko hen za górami, mogli nawet im opowiadać o swojej rozpaczy.

            Cisza to także spokój wewnętrzny i harmonia w życiu. Tego Państwu życzymy na nadchodzące święta.  Słońca, radości i zadumy, która uzmysłowi nam to, czego do tej pory nie pojęliśmy. Bądźcie z nami!

Comments are closed.