Ludwika Ks. Saska odc. 2

 
Pyskata księżniczka nie była również łatwym kąskiem dla adoratorów. Osobiście bardzo lubię takie bohaterki i mogłabym o nich czytać bez końca. Złośliwe, inteligentne, mające własne zdanie i niewyparzony język. Żadne mimozy, mdlejące „leluje”, wzdychające głęboko delikatności czy trzepiące rzęsami bez opamiętania damy, nie potrafią wzbudzić mojego zainteresowania. Myślę również, że te drugie jako przyjaciółki czy żony bywały potwornie nudne i tym samym męczące. Tak, bywało że na takie osoby je wychowywano, a wręcz życzono sobie, aby tak się zachowywały mając w nosie jakimi faktycznie charakterami obdarzył je Stwórca. Ludwika była inna, dlatego często słyszała od swoich guwernantek, że jest dzieckiem niedobrym. Spływało to po niej jak przysłowiowa woda po kaczce. Mogła sobie na to pozwolić z racji swojego urodzenia i wiedziała o tym doskonale. Była jedną z lepszych partii, choć to nie zawsze kobietom wychodziło na dobre, choćby sama Sisi czy jej siostry, ale Ludwika zamierzała o swoje szczęście powalczyć.
Ze sposobu w jaki opowiada wyłania się osoba bystra, spostrzegawcza i obdarzona poczuciem humoru.
Świetnie
 
przedstawia na przykład rozmowę o jej zamążpójściu z ciotką, która była głucha, a ojciec Ludwiki musiał wrzeszczeć do trąbki wystającej z jej ucha. Co ciekawe aby księżniczka tego nie słyszała przeszli do innego salonu, ale słyszał chyba cały świat. Ojciec źle rozumiał po francusku, a ciotka niewiele lepiej po włosku więc chcąc jak najczytelniej przedstawić swoje racje to podnosili głos i w efekcie w niczym nie poprawiając swojej wymowy ani umiejętności językowych wrzeszczeli bez opamiętania. Normalnie komedia w stylu „starego kina”.
Przejdźmy do podbojów. Tak oto w akcji prezentował się książę, który zlekceważył Ludwikę przy obiedzie. Ten, co konwersował nad jej głową po węgiersku nie wiedząc, że ona doskonale zna ten język.
„Tego dnia w którym mi ofiarował swoją rękę,
ubrany był w jasno szary garnitur i bardzo szykowny
panama. Gestykulował ogromnie, pokazując nieustannie
swe ręce z bardzo starannie utrzymanemi paznokciami,
pokryte cennemi pierścieniami. Miał wygląd
i postawę kuszącego Narcyza. Wciąż pozował, aż do
chwili gdy sądził, że podbił mnie już całkowicie swoją
miną, pierścionkami i swymi pięknymi żółtymi kamaszkami.
Zaproponował mi wtedy spacer po ogrodzie (…)”
Już z tych kilku zdań doskonale widać, jakie do niego miała podejście młodziutka księżniczka i jak szybko go rozgryzła. Cóż by jej przyszło z Narcyza? Przecież taki mąż byłby nieznośny.
„Byłby on świetnym królem z operetki ze swemi
manierami zadufanego w sobie tenora, starającego się
w sposób iście teatralny o względy księżniczki również
operetkowej”, kwituje Ludwika, ale najlepsze będzie teraz ? Czyli są w ogrodzie.
„(…)matka moja, posiadająca znajomość konwenansów,
uznała za stosowne towarzyszyć nam, lecz myśmy ją
wkrótce wyprzedzili, zadyszaną, przygnębioną upałem
i niespokojną z powodu, że byłam sama z człowiekiem,
którego nie cierpiała (…)
Wprowadzę Was pokrótce. On jej prawi komplementy, zrywa kwiaty na bukiet, takie typowe manewry wykonuje, ale ona go go nie chwali ani nie podziwia i co gorsze, nie mdleje pod wpływem jego wzroku.
„(…) a więc ja będę mówił!… Znam cię dość’ dobrze, aby
módz ocenić wszystkie twoje zalety… Podziwiam cię
wprost — i czuję się osamotniony!…
To się pan ożeń, — zauważyłam z uśmiechem.
Myślałem o tem, lecz jak dotąd dość pobieżnie,
odrzekł Ferdynand. Ale obecnie widzisz mnie
zachwyconym, gdyż zdaję sobie zupełnie rację, że pani
jesteś jedyną kobietą, którą kiedykolwiek kochałem-
W takim razie, wolę odrazu panu powiedzieć’
rzekłam z pewną udaną szczerością: nie kocham pana
i nigdy nie będę w stanie pokochać go. Pan
nie zdołasz nigdy mnie uszczęśliwić!…
Oh, Ludwiko! — błagał, — uczynię wszystko
co tylko będzie w mojej mocy, aby ci się podobać!
— Zbyteczne próbować!
— Ależ ja cię kocham serdecznie! — nalegał Ferdynand.
Tym razem straciłam już cierpliwość.
— Kuzynie, zrozum że nareszcie, że ja cię nie
pokocham nigdy!
— To pierwszy raz mi się zdarza, żeby kobieta
mi to mówiła, — żywo przerwał, — Ludwiko jesteś szaloną!
Pomyśl tylko o tem wszystkiem , co ja mogę
zrobić dla ciebie.
— Najzupełniej zdaję sobie sprawę z korzyści,
wypływających z pańskiego stanowiska, lecz cóż to
wszystko znaczy wobec szczęścia? Posłuchaj mnie
F e r n a n d z i e , — ciągnęłam dalej poważnie, jestem pewna,
że jeżeli chcesz mnie poślubić, to przedewszystkiem
dlatego, że jestem arcyksiężniczką austrjacką,
w tem jest cała wartość twojej miłości ku mnie. Obiecałeś
swoim ministrom wrócić do Bułgarii, jako narzeczony
jednej z arcyksiężniczek. Nie, nie poślubię cię
nigdy. Ale dlaczego nie udasz się do księżnej Parmy
i nie poprosisz o rękę mojej kuzynki Marji Ludwiki?
Poczem odeszłam od niego. Widzę go dotąd
jeszcze stojącego w tym ogrodzie słonecznym , skamieniałego ze złości i myślącego o tłumaczeniu się przed swymi ministrami, a potem załamującego z rozpaczy ręce”.
Sytuacja dość nietypowa jak na tamte czasy. Sama rozmowa jak i zachowanie księżniczki, ale musiało tak być, skoro tak to opisała. Pewnie teraz jesteście ciekawi, czy jej się udało? Czy wywalczyła sobie szczęście, a może skończyła jak bohaterka z „Portretu damy”? Nie tak szybko ? Pomęczymy się wspólnie.
Cóż „fiasko bułgarskie” poróżniło rodziców księżniczki. Matka była zachwycona tak samo, jak ojciec niezadowolony. Spodziewał się bowiem wielkich nieprzyjemności ze strony rodziny odrzuconego księcia. To zastraszyło trochę młodą księżniczkę, ale od czego są babcie! „Nigdy nie trzeba czynić czegośkolwiek bądź,
co w zbudza w nas widoczną niechęć, moja droga, —
mówiła mi. Twój drugi pretendent spodoba ci się bez wątpienia więcej; mówią że to piękny chłopiec”.
Babcia to ta, co przeżyła więcej i to ona najczęściej koi przerażenie. Rodzice zajęci sprawami codzienności, wtedy tak naprawdę polityką, nie zwracają uwagi na uczucia swojego dziecka. Jakby to nie zabrzmiało strasznie, tak było. Małżeństwa przecież były zawierane na zasadzie kontraktów politycznych, tym bardziej małżeństwa tak wysoko urodzonych osób. Babcia Ludwiki zachowuje się, jak prawdziwa babcia. Ściąga z jej barków poczucie winy. Nie szykanuje jej. Nie zmusza. Nie umoralnia. Choć Ludwika już czuje, że drugi raz nie będzie mogła się tak zachować. Jednak, co o miłości mogła wiedzieć szesnastolatka? Skąd miałaby wiedzieć kogo warto wybrać na męża. Robiła, co mogła, choć wygląda to niestety jak rzucająca się ryba na brzegu. Bez wody. Księżniczka przeczuwa, że drugi raz nie będzie mogła odmówić. A przecież nie sposób poznać drugiego człowieka dzięki kilku kontrolowanym rozmowom. Tymczasem taki wybór kierunkuje całe jej życie. I ona to wie, ale jest w tym sama.
Należy pamiętać, że ona nie opędza się przed faktycznie zakochanymi mężczyznami, ona wie, że to tylko gra, że to kalkulacja i sprzeciwia się temu, ale nawet księżniczka może się sprzeciwiać tylko do pewnego momentu. Jest jeszcze druga strona medalu, nawet wybór z „miłości” nie gwarantuje sukcesu. W cudzysłowie to wrzuciłam, bo przecież zauroczenie to jeszcze nie miłość. A wszystko zaczyna się właśnie od niego. Jednak warto, aby chociaż ono, przynajmniej na początku związku było.
Ludwika, mimo że miała krytyczny stosunek do Sisi, to pisała, że czuła z nią pewnego rodzaju więź związaną z tym, jak potoczyło się im życie. Dlatego niestety już na samym początku wspomnień mamy przesłankę, że hm…, ale bardzo ważne jest (według mnie) aby stojąc przed ołtarzem i wypowiadając słowa przysięgi nie musiało się kłamać. Ważne jest, aby mówiło się je szczerze, uczciwie i z całym zaangażowaniem. Wszak to przysięga przed Bogiem. I to chyba jej się udało.
Choć była i zła wróżba, ale o tym następnym razem ?
Spokojnego dnia.