Powstanie Styczniowe u współczesnych Żeromskiemu, wywoływało podobne emocje jak u nas Powstanie Warszawskie. Ilu ludzi tyle opinii. Dla jednych powstańcy byli bohaterami, dla innych straceńcami. Jedni ich hołubili i podziwiali, inni przepędzali, krzyczeli: won! I zatrzaskiwali im przed nosem drzwi. Trzeba pamiętać, że represje popowstaniowe były potężne, całe wioski zostały wyludnione, bo ich mieszkańców wywieziono na Sybir a zagrody spalono.
„Wierna rzeka” pokazuje wszystkie warstwy społeczne, przekazuje ich opinię o powstańcach. To „klechda domowa”, jak ją nazwał sam autor, wplątany jest tam świat fantastyczny, „uczłowieczona” rzeka, która jedna zachowała się wiernie. To wszystko tam jest, ale nie będę się nad tym skupiać, bo „Wierna rzeka” to przede wszystkim opowieść o człowieczeństwie i poniżeniu. O nieumiejętności dziękowania.
Obdarty powstaniec, poraniony, skrajnie zmęczony uchodzi z pola przegranej bitwy. Chłopi chcą go aresztować, ale bez przekonania, kucharz z dworu przepędza, ale panienka przygarnia. Dziewczyna robi to, co dyktuje jej człowieczeństwo. Widzi umierającego, zziębniętego, głodnego człowieka i bierze go pod swój dach, pomimo zagrożenia karą śmierci. Bowiem Moskale przeszukują dwór prawie codziennie.
Powstaniec albo jest nieprzytomny, albo przytomny i krzyczący z bólu. Dziewczyna w środku nocy pożycza konie i pędzi przez las po doktora. Trzeba pamiętać, że ciemności wówczas były potężne, żadnych odblasków z oświetlonych miast, lasy ogromne pełne zgłodniałych wilków i zimy niesłychanie mroźne. Nic to. Ona tego dokonuje, przywozi lekarza, odwozi. Nasz powstaniec zdrowieje na tyle by się z dziewczyną kochać, ale potem znowu choruje i nie ma z niego żadnego pożytku. Tego pożytku nie ma z niego około pół roku, bo tyle we dworze rezyduje. W niczym nie pomaga, ale kaszę je, a potem ciach bezdech. Właściwie wykorzystał panienkę jak mógł najbardziej, bo nawet cnotę jej zabrał, a potem jej wysokość księżna (matka powstańca) dziękując jej wylewnie i ze łzami zapłaciła dziewczynie złotem za to, że ta ocaliła życie jej syna. Zapłaciła tym, co jej zbywało. Pieniądze każdemu się przydadzą, ale zgrzytnęło.
Poświecenie – wdzięczność – poniżenie.
Czy można było inaczej?
Pieniądze są potrzebne, ale czasem poniżają. Bo czy jest cena człowieczeństwa, na ile można wycenić ludzkie życie? Są to wartości niewymierne, bezcenne.
U Indian rozwiązywano to uczciwiej. Osoba, której ktoś uratował życie stawała się niejako jego niewolnikiem. Za uratowanie życia była tylko jedna zapłata – uratowanie życia temu drugiemu. Życie za życie, tylko tak można zapłacić. Za uczucie, uczuciem. Za ryzyko, ryzykiem. Nie podobna w to mieszać pieniędzy.
U Rodziewiczówny w „Byli i będą” akcja rozgrywa się zaraz po Powstaniu, to u niej wioska przestaje istnieć, dwory upadają, a na miejsce sybiraków sprowadzona zostaje ludność ruska. Potem po dwudziestu latach, niejeden Polak wraca do swojego „domu” – do ziemi na której żyli z dziada pradziada – a ruskie ludzie plują na nich, że są znajdami, przybłędami, bo to oni (ruscy) żyją na tej ziemi od lat i oni są rdzennymi jej mieszkańcami.
Oczywiście Rodziewiczówna a Żeromski to dwie całkiem różne bajki, styl Żeromskiego nie porównywalny z Rodziewiczówną, zresztą ona pisała literaturę popularną, jednak obydwoje spotkali się ze sobą poruszając podobne sprawy.
- Orzeszkowa o Powstaniu pisała z egzaltacją. W „Nad Niemnem” pamięć o powstańcach jest hołubiona, mówi się o nich cicho z namaszczeniem, celebrując chwilę prawdy historycznej. Bohatyrowicz, stary Anzelm wtedy raz jeden się zasmucił (po przegranej Powstania) i tak bardzo się zasmucił, że już nie odzyskał dawnego wigoru.
Ciekawa rzecz się dzieje, kiedy powieści, które dręczyły nas jako lektury, potem kazano nam je rozumieć w odpowiedni sposób, przeczytamy jako zwykłą powieść. Wyobraźmy sobie, że Żeromski, co tylko napisał jedną ze swoich książek i przeczytajmy ją, jako całkiem dziewiczą. Pomyślmy, co naprawdę autor nam mówi, pomyślmy o tym odcinając się od tego, co by chciano żeby powiedział.
Możemy dojść do bardzo ciekawych wniosków. Bądźcie z nami!