Jeanette Winterson twierdziła, że „Potrzebne są kursy kreatywnego czytania, a nie pisania. Wtedy ludzie będą mieli coś, co może faktycznie zdołają wykorzystać w dobry sposób, zamiast niedbałego myślenia w rodzaju: Jak mogę wyrazić siebie?” [Sztuka powieści]
Zaskoczyła mnie tym stwierdzeniem, a potem zafascynowała. Bo ma rację. Nie ma takich kursów, nie ma listy nazwisk pisarzy, którzy tworzyli lub tworzą literaturę wielką, a mnie głównie taka interesuje. Trzeba szukać po omacku. Nikt nie uczy umiejętności kojarzenia ani nie uwrażliwia na słowa czy styl.
Dawniej istniała grupa krytyków literackich, która podsuwała tytuły ich zdaniem dobre, jak i złe. Dzisiaj nie ma takiego kanonu. Niektórzy twierdzą, że to dobrze. Mnie się jednak wydaje, że niedobrze. Męczy mnie chaos i poszukiwanie w nim dobrych lektur. A najbardziej męczą wpadki. Kupujesz myśląc, że zdobyłeś COŚ, a okazuje się, że rzucasz to po kilku stronach.
Często mówi się o frustracji pisarzy, nigdy nie mówi się o frustracji czytelników. Jestem również czytelnikiem i taką frustrację przeżywałam wielokrotnie. Bo jeśli chcesz poznać nowego pisarza, to w jaki sposób rozpoznasz, że ten którego wybierasz, faktycznie jest dobry? Komentarze czy internetowe recenzje mnie osobiście nie pomagają.
Winterson twierdzi jeszcze, z czym zgadzam się całym sercem, że „Tylko dokładnie znając twórczość innych pisarzy i ośmielając się z nimi konkurować, zrównać, powinno się pisać”
Za każdym razem, gdy się z niechęcią do poznawania literatury zetknę, zadziwia mnie to, że nie poszukujemy źródła. Co było pierwsze, kto nazwał fantastykę fantastyką, a literaturę piękną piękną. Przede mną jeszcze dużo tomisk, ale teraz mam wyznaczony szlak i pójdzie jak z płatka. Trzeba znać literaturę przodków choćby po to, żeby wiedzieć czego nie robić. Można walczyć z zasadami, ale tylko wówczas, gdy te zasady się zna. Nie wolno zaś twierdzić, że zasad nie ma.
Jeżeli nie znamy literatury wiktoriańskiej nie pojmiemy kompleksu Winterson (Brytyjka) z powodu pochodzenia. Nie pojmiemy, bo u nas w Polsce aż takich podziałów klasowych nie było. Aż takich, które istniałyby do dzisiaj. A które były i ciągle istnieją w Wielkiej Brytanii.
Nie dowiemy się także, że Charlotte Bronte w Losach Jane, co oburzyło Woolf, umieściła politykę, co zdaniem tej drugiej było skazą. Gdyż, kiedy polityka wchodzi do powieści, literatura karleje. Jednak Pozytywizm i pozytywiści również polscy politykę do literatury wprowadzali. Nie dowiemy się o tym, jeśli nie przeczytamy ich utworów, ale nie tak po szkolnemu, ale normalnie jak czytelnicy. Mnie literatura pozytywistyczna wręcz odrzuca, tyle tam ideologii. Ale największy problem mam z tekstami powojennymi, w których czerwono od propagandy. Nie jestem w stanie tego czytać.
Ale kursy kreatywnego czytania zafascynowały mnie i to bardzo
Dobrego dnia ❤️
Co czytacie?
#sobotaniesprzątamy #sztukapowieści #jeanettewinterson