Jest ciekawy punkt w historii literatury, punkt centralny, w okół, którego kręciło się życie oraz fabuły powieści, dzisiaj często zapomnianych. Tym punktem jest Powstanie Styczniowe, o którym większość z nas uczyła się w szkole, ale żeby jego naturę i skalę rozpaczy po jego klęsce pojąć należałoby czytać pisarzy dwudziestolecia i wcześniejszych, bo ono ich głównie zajmowało. „Wierna rzeka” S. Żeromskiego opowiada o chwilach zaraz po przegranej bitwie, choć samo powstanie jeszcze trwa. „Byli i będą” Rodziewiczówny to moment upadku powstania i sankcje, które spadły na ludność polską.
Henryk Sienkiewicz, jako siedemnastoletni chłopak pragnął dostać się do „lasu” w roku 1863, jednak z powodu niskiego wzrostu, chuderlawej postury i dziecinnego wyglądu usłyszał zwięzłą odmowę: „Dzieci nam tutaj nie trzeba”. Do końca życia nie wyzbył się kompleksów związanych z tym elementem swojego wyglądu. Dlatego też pan Wołodyjowski został pierwszą szpadą Rzeczpospolitej, bo nie trzeba być „bykiem” z postury, a wystarczy mieć spryt i zwinność by w boju się wyróżnić.
Klęska Powstania Styczniowego utopiła Polaków w marazmie beznadziei, wszelkie możliwości odzyskania niepodległości wyparowały, całe wioski niemal zostały zesłane na Sybir, patrioci, jeżeli przeżyli gnili w więzieniach. Na tym Psim Polu Sienkiewicz rozpoczął uprawiać swoją działkę. Cofnął się do czasów, gdy Rzeczpospolita była potęgą, wykreował pana Zagłobę, który od Kazimierza Szetkiewicza zapożyczył lepszą cząstkę swej osobowości.
Pierwowzór szanownego pana Zagłoby był właścicielem Hanuszyszek, mężem Wandy i ojcem trzech córek. Po roku 1863 znalazł się w więzieniu w Wilnie, a potem został zesłany na wygnanie, parę lat przesiedział pod Uralem, parę w Riazaniu i Pskowie, by w końcu dostać pozwolenie na osiedlenie się w Królestwie, z zakazem powrotu na Litwę.
W jednym z listów do żony pisał: (…) „co to za ochota bredzić, co za ochota!” albo żalił się, że : „Tęsknota gorzej od pcheł kąsa i proszek perski nie pomaga” i zapewniał: „Z całej duszy bym pragnął być z tobą i dziadkami, bo was nad życie kocham – wiem, że i tobie beze mnie żyć nie pierogi są”. Podobno sam komendant z wileńskiego więzienia twierdził, że pan Szetkiewicz podtrzymywał na duchu i rozweselał facjecjami całe więzienie.
Powieści „ku pokrzepieniu serc” trafiły na zrozpaczony grunt osieroconych dzieci, owdowiałych żon i rozdzielonych rodzin. Nie mogło być inaczej; pokochali je wszyscy. Bo któżby nie pokochał Oleńki Bilewiczówny, która ton i gest wyciągniętej ręki wskazującej drzwi zapożyczyła od Emilii Mineykowej (z domu Wawrzeckiej) pani marszałkowej i wykorzystywała go z dobrym skutkiem kilka razy w Potopie; wyrzucając za drzwi, każdego, kto okazał się gburem.
„W latach dwudziestych dziewiętnastego wieku osierocona wtedy jeszcze panna Emilia (i jeszcze nie marszałkowa), młodziutka i piękna sprawowała władzę na ojcowskich Widzach, niedaleko Wilna. Na krótko przed procesem filomatów, w Widzach stacjonowała – przysłana na Litwę „dla uśmierzenia nastrojów”– cesarska gwardia. Chorąży pułkowy pochodził z tych Widz a jego żona służyła we dworze Warzeckich. Ciekawska babina uprosiła męża, żeby pokazał jej sztandar pułku. Chorąży zrobił rzecz niedopuszczalną z punktu widzenia regulaminu wojskowego: rozwinął sztandar w izbie. Pech chciał, że wielki książę (wedle tradycji Konstanty, ale sądząc z tego, co pisze Morawski, musiał to być jego brat, carewicz Michał) wyruszył na inspekcję po kwaterach. Na widok niemal świętokradczego przestępstwa wpadł w szał i rzucił się z pięściami na winowajcę. Chorążyna zasłoniła męża, więc prał chorążynę. Krzyk niewieści doszedł uszu panienki. Nadbiegła:
– Kto się ośmiela bić kobietę pod moim dachem? A la porte! Mais vite! (Za drzwi! I to prędko!)
Ton i gest wyciągniętej ręki towarzyszący słowom sprawiły, że „jego wieliczestwo”, bijąc pokłony w pas po rusku i gęsto przepraszając po francusku, spiesznie wycofał się rakiem we wskazanym kierunku” [Onegdaj opowieść o H. Sienkiewiczu i ludziach mu bliskich, Maria Korniłowiczówna].
Owi Wawrzeccy, jak głosi legenda, wywodzili się od banity Skrzetuskiego (tak, tak), który to banita po ucieczce z Korony na Litwę, osiadł tam pod przybranym nazwiskiem Wawrzecki.
Potrzeba było ludziom humoru, odwagi i hardości, zatem otrzymali te cechy w postawach bohaterów Sienkiewicza.
Bądźcie z nami 🙂
Comments are closed.