Jest wielu pisarzy, którzy zaczynali swoją pisarską karierę dość późno. Süskind debiutował około trzydziestki podobnie jak Don DeLillo ze „Sztuki powieści.” Czy to faktycznie późno? Wychowywałam się pod egidą stwierdzenia, że człowiek w wieku dwudziestu pięciu lat nie jest w stanie napisać dobrej powieści, bo za mało jeszcze przeżył. Za mało przemyślał, za mało cierpiał, za mało stracił. Mówiło się także, że nie potrafi spojrzeć na życie swoje i innych z perspektywy czasu, bo sam jeszcze za krótko żyje.
Co na ten temat sądzicie?
Pierwsze wyróżnienie za tekst pt.: „Iglo” dostałam z Radia Rzeszów, potem w tygodniku, którego nazwy nie pamiętam wygrałam pierwsze pieniądze, które pozwoliły mi pójść na studniówkę, bo w domu wówczas było z finansami bardzo krucho. Pisywałam krótkie teksty, może dlatego, że ciążyło na mnie to stwierdzenie, że na powieść jestem za młoda, że do powieści trzeba dojrzeć, trzeba na nią być gotowym. Choć może lepiej skoczyć na głęboka wodę i przestać się wahać? Może lepiej robią ci, którzy zwyczajnie ją piszą i nie zastanawiają się, czy ich wiek ma tutaj znaczenie?
DeLillo czasem żałuje, że nie zaczął pisać wcześniej, ale równocześnie uważa, iż brakowało mu ambicji. Nie miał palącego pragnienia, żeby dokądś dotrzeć. Kiedy w końcu postanowił pisać, pracował zrywami, nie miał harmonogramu pracy, systemu. Dużo marnował czasu na robienie innych rzeczy (skąd ja to znam ) albo nic nie robiąc.
Osobiście największą trudność mam z wyłączeniem się z rzeczywistości, albo z wróceniem do rzeczywistości. Kiedy wejdę w świat powieści, której czas, jak twierdzi DeLillo, jest przeźroczysty, czyli nie czuje się jego upływu. Kiedy już wejdę w ten świat, nie chcę z niego wychodzić, jednak rzeczywistość się upomina. Dlatego chętniej piszę krótkie teksty, takie, które mają mało skomplikowaną fabułę i nie muszę im oddać całego umysłu. Mogę pisząc równocześnie kontrolować, co robią dzieci i czy ziemniaki w kuchni się nie przypalają. Z powieścią jest inaczej. Nie można wskoczyć na sekundę, potem wyskoczyć ogarnąć dom, zwierzęta, zakupy, nieoczekiwane sytuacje i wskoczyć z powrotem.
DeLillo pisze rano przez cztery godziny, potem idzie biegać. To bieganie, jak twierdzi „pomaga mi otrząsnąć się z jednego świata i wejść w drugi. Drzewa, ptaki, mżawka – to miłe przerywniki.” Po po południu znowu pracuje do trzech godzin.
Taka rutyna i te same pory pracy według mnie bardzo pomagają. Nie znoszę zmian, nie znoszę, kiedy wyskoczy coś nieoczekiwanego i muszę pisanie przełożyć, zwykle jestem wtedy rozbita nie niewiele zrobię. Napiszę może tekst na blog, wpis, ale nic nie zrobię dla powieści. Na fotce pejzaż, który wisiał u moich dziadków i w którym rozgrywa się akcja Surowego korzenia
#sztukapowieści #pisarze #DeLillo #systempracy