Archetyp zwany Cieniem kojarzy się z mroczną stroną bohatera. Jest to ta część osobowości, w której ukrywają się złe cechy charakteru, gdzie króluje prawda nawet jeśli jest nieakceptowana przez społeczne normy.
W fabułach Cień zwykle dąży do upadku, zagłady czy likwidacji bohatera. Czyli robi to, co zrobił tytułowy cień z baśni Andersena. Tyle tylko, że baśniowemu cieniowi udało się zniszczyć ufnego, dobrego i naiwnego człowieka.
U Andersena Cień jest inteligentny i bezwzględny. Człowiek zaś słaby przez swoje człowieczeństwo, właśnie. Umiejętność współczucia, zdolność do empatii i chęć niesienia pomocy to typowo ludzkie umiejętności, których Cień nie posiadł. Pomimo tego, że posiadł wiedzę, że Poezja usamodzielniła go, wyzwoliła ze służalczej roli, to nie zrobiła człowiekiem. Naukowiec nie dość, że nie miał pretensji do Cienia, który go porzucił, to odrósł mu nowy cień, którego stary cień poniżył stając mu na ręce, kiedy ten leżał u stóp swojego pana.
Cień wyraża moc stłumionych emocji. Wyobraża psychozy, które utrudniają nam życie, ale i mogą je zniszczyć.
U Andersena Cień usamodzielnia się i postanawia zostać człowiekiem. Jednak choćby nie wiem, co robił cień mu nie wyrośnie, dlatego musi sobie kupić inny cień, który będzie za nim podążał. Czyli Cień, który wyrwał się spod panowania człowieka zatrudnia innego cienia, żeby mu służył, by ten pierwszy mógł udawać człowieka. Nie sposób darzyć go sympatią. Zwłaszcza, że zachowuje się egoistycznie. Jego niewola tak mu niemiła jest niewolą jego cienia, ale tego drugiego traktuje gorzej niż człowiek traktował jego.
Jak to mówią: człowiek, który „z dziada stanie się panem” jest największą kanalią i najpotężniejszym wrogiem swoich ziomków.
Dzisiaj rzadko trafiają się bohaterowie pozytywni, tylko dlatego, że są ludźmi. Człowiek jako taki stracił swoją wielkość, może stracił także cechy, które miał w czasach Andersena. W baśni pozostaje dobry. Jest dobry od początku do końca. Nie pragnie zemsty. Potrafi Cień zaakceptować, jako towarzysza podróży. Tylko…no właśnie. Na to zwróciła już uwagę w swoim artykule pani Jadwiga Jęcz. Gdyby nie przeszedł z Cieniem na „ty”, może cień nie ośmieliłby się go zabić. Jakże ważna forma grzecznościowa, jakże wiele zmienia w stosunkach, kiedy z niej rezygnujemy.
Mam w swoim otoczeniu wiele osób, z którymi świadomie nie przechodzę na „ty”, bo ona utrzymuje nas na bezpieczną odległość. Więcej od siebie wymagamy w stosunku do osoby, do której zwracamy się „pani”, „pan”.
W internecie naturalnie od razu „wali” się do innych na „ty”. Obojętnie czy są starsi czy młodsi od nas nawet o dziesięć lat. Obojętnie, co w życiu robią i jakie zajmują stanowisko. Czy to dobrze?
Bądźcie z nami!