Pokolenie ludzi, którzy przeżyli wojnę miało inne spojrzenie na życie, pracę i przyszłość. Do Stanów napłynęło wielu uchodźców z Europy, którzy przywieźli ze sobą cień swoich przeżyć i wewnętrzne blizny. Ówcześni ludzie mieli w sobie siłę tytanów, pazurami uczepili się życia i nie pozwolili go sobie wydrzeć. Byli konsekwentni, każdego dnia robili to samo, żeby zarobić na chleb i nie być głodnymi. Tymczasem Fitzgerald w 1925 roku podsuwa im książkę opowiadającą o tym jak bezsensownie może upływać człowiekowi życie. Jaką wielką jest marnością, jakże mało trzeba mieć w sobie rozumu, jak nic nie trzeba od siebie wymagać by egzystować. Największym bólem bohaterów powieści jest upał i nuda. Pieniędzy mają pod dostatkiem, dlatego mogą prowadzić miałkie, bezmyślne rozmowy, popijać drinki, jeździć po pijaku, potrącać ludzi, a potem wyjeżdżać na wakacje. Nowy York początku lat dwudziestych XX wieku to miejsce powstawania wielkich fortun, szemranych interesów, rozwoju przestępczości i osławiona prohibicja, która paradoksalnie temu wszystkiemu sprzyjała. Podsumowaniem całości jest wielkie rozczarowanie tymi właśnie ludźmi, ich prostactwem i nijakością. Opowiadający całą historię Carraway jest nawet zdumiony, kiedy odkrywa obojętność tych ludzi. Czytelnik zaś jest zdumiony jego zdumieniem, przecież powinien to odkryć od razu na pierwszym przyjęciu.
Ciągle żyli jeszcze ci, którzy pamiętali pierwszą publikację powieści, ale istniało także nowe pokolenie trzydziestolatków, którzy urodzili się w okolicach 1925 roku. Na lata pięćdziesiąte przypadał także rozkwit Ameryki. Młodzi ludzie wychowywali się już w dostatku, znudzeni sposobem w jaki żyli ich rodzice – zaczynali się buntować. Zrywali z konwenansami, raził ich uregulowany tryb życia. Pragnęli wolności i zabawy.
Według nas „Wielki Gatsby” jest powieścią niekonieczną. Opowiedziana historia napawa pewnym smutkiem, ale nie odkrywa Ameryki. Niczego nowego nie przekazuje, sama narracja zaś wspaniałością nie poraża. Oczywiście trudno tak jednoznacznie ją oceniać nie czytając powieści w oryginale, dlatego nie będziemy drążyć tematu. Rozczarowanie jest tym większe, że fabuła jest zbyt banalna, jak na rozgłos, który zyskała. Nurtuje nas także pytanie, dlaczego Gatsby tuż po „wypowiedzeniu wojny” Tomowi (mężowi Daisy) zgadza się na powrót samochodem Toma. Taki pewny siebie człowiek, taki erudyta i twardziel, spuszcza z tonu i niczym zbity pies posłusznie wsiada do auta rywala, pozwalając rywalowi jechać samochodem Gatsby’ego. Gdzie duma? Rzecz jasna rozumiemy, że gdyby ten zabieg się nie udał, nie byłoby dalszego ciągu i całego dramatu, ale stworzenie tego typu sytuacji, jak dla nas jest mało wiarygodne. C.d.n.
Bądźcie z nami!