Biznes na kryzys

Jeśli bym dzisiaj zakładała działalność, myślałabym inaczej. Mniej brałabym pod uwagę własne fascynacje, a większy nacisk położyłabym na to, aby ten biznes mógł funkcjonować podczas kryzysu.

Choćby takie restauracje, działają te, które dowożą jedzenie i te mające okienko przez, które mogą wydawać potrawy. Czyli człowiek po obecnych przeżyciach jeśli będzie budował restaurację zadba o to okienko.

Właściwie takie okienko powinno znaleźć się wszędzie, no może poza hurtowniami, bo worek ziemniaków przecisnąć przez nie może być trudno  Albo paletę piwa.

Zakładałabym biznes produkujący/dostarczający rzeczy potrzebne o każdej porze. Rzeczy bez których nie sposób się obejść. Do nich należy pożywienie, lekarstwa, bandaże, opatrunki, środki dezynfekujące, buty, podstawowa odzież (nie mam na myśli eleganckich garsonek czy szpilek). Alkohol nie należy do produktów niezbędnych, ale w czasach kryzysu zapotrzebowanie na niego rośnie, dlatego też wciągnęłam go na listę. Spójrzcie jak krótka jest ta lista. Lista rzeczy, które na pewno chcielibyśmy mieć.

Przypomniało mi się, jak Anne Fadiman opisywała Anglików epoki wiktoriańskiej, którzy wyprawiali się na Arktykę i Antarktydę. Kiedy później znajdowano ich zwłoki okazywało się, ze umierali z głodu i zimna w krainie pełnej zwierzyny, która żywiła Eskimosów. Umierali, bo zamiast zabrać ze sobą strzelby, dźwigali ich zdaniem niezbędne przedmioty takie jak: srebrne sztućce z monogramem, plansze do tryktraka, papierośnice, szczotki do ubrań, pasty do polerowania guzików. Okazali się ofermami i nieudacznikami, ale jak pisze Anna „na Boga, byli dżentelmenami w każdym calu” 

W czasach kryzysu wszystkie inne rzeczy stają się luksusem. Możemy na nie sobie pozwolić dopiero wówczas, gdy mamy to wszystko, co zabezpiecza nasze życie. W gruncie rzeczy jak mało potrzebujemy.

Nie wspomniałam o książkach, które kocham. Jednak pamiętam opowieści, że podczas wojny powieściami klasycznymi palono w piecu, żeby choć troszkę się rozgrzać. O właśnie, jeszcze opał. Nie pomyślałam o tym teraz (patrzcie, a jednak mało się nauczyłam) bo jest coraz cieplej i jest przed nami lato. A, gdyby to była jesień, a straszą, że jesienią choroba się zaogni, należałoby myśleć o opale. O tym, aby podczas zimy, jeśli zdarzy się mroźna, nie zamarznąć.

Macie podobne przemyślenia?

Comments are closed.