Zło

„Na wschód od Edenu” Johna Steinbecka to książka, która nami wstrząsnęła. A dokładniej szarpnęła naszą psychiką, sercem i umysłem Cathy Ames – wcielenie zła.

            Czy to możliwe, żeby ktoś był tak dogłębnie zły? Nie wiemy. Ciągle nie wiemy, ale i Cathy nie była tak do końca zła, skoro po tym, jak spotkała się ze swoim synem i przedstawiła mu swoje życie „burdel mamy” popełniła samobójstwo. Skoro ktoś wyrządza tak dużo zła i nie czuje ani raz wyrzutów, nie waha się, a wszystko na czym mu zależy ma zawsze ze sobą bo to jest jego własna osoba. Łatwo byłoby ją ocenić, gdyby doprowadziła własnego syna do rozpaczy i zamiast wypić truciznę, śmiałaby się jak ulicznica. Ale nie, ona nalewa do połowy szklany truciznę i mówi „wypij mnie”, cytuje z „Alicji z krainy czarów”. Bo to jej ulubiona książka.

            Dlaczego potwór miałby siebie unicestwić?

            Czytaliśmy tę książkę na wakacjach u babci mając czternaście lat, kiedy wieś pachniała sianem, a droga koło bramy chrzęściła pod kołami, bo wysypano ją żwirem.

            Do dzisiaj myślimy nad tą postacią. To oczywiście geniusz pisarza stworzył tak jaskrawą bohaterkę, że po latach człowiek ciągle nad nią myśli. Ale czy takich ludzi nie ma? Może są, to niepokój, który nas prześladuje. Są i gdzieś obok knują, a kiedy się uśmiechają pokazują równe białe drobne ząbki, zupełnie jak Cathy a potem, potem w świat, w tango. Nie zapominajcie o nas!