Człowiek wierzy w szczęście tak długo póki nie zderzy się z nieszczęściem. To pierwsze odczuwa się spokojnie i bezrefleksyjnie zaś z tym drugim zawsze się zderzamy. Nie sposób go po prostu kontemplować ani trwać w nim. Jest to wstrząs, eksplozja wewnętrznego świata, trzęsienie mózgu, którym często towarzyszy zdumienie.
Bohaterowie Remarqua to ludzie
z wojennymi przeżyciami, ludzie z ranami fizycznymi i psychicznymi. Literatura powojenna szczegółowo opisuje krajobraz pełen zgliszczy, jednak zgliszcza miast i domów to nie tylko wizualna część tego krajobrazu. Te zgliszcza to przede wszystkim ludzkie wraki. Żyjące trupy, które resztką świadomości trzymają się własnego istnienia, jednak ocalenie i możliwość nowego życia okazują się bardziej bolesne niż wielokrotnie podejmowane próby przetrwania i wielokrotne próby ucieczek czy wielokrotne aresztowania. Nie potrafimy zrozumieć tego, co widziały oczy tamtych ludzi ani zrozumieć ich codziennych koszmarów, napadów strachu czy lęku przed małymi pomieszczeniami. Nie pojmiemy, czym było ich życie w obozach koncentracyjnych czy pod okupacją. Możemy dużo na ten temat wiedzieć, ale nie zrozumiemy, dlaczego tak wielu z nich po zakończeniu wojny popełniło samobójstwa. Przetrwali całą wojnę tylko po to, żeby na ruinach wolności strzelić sobie w łeb.
Proza Remarqua jest nam bliska
dlatego że nie są to tylko opowieści o wojnie. Wiele osób nie sięga po nie, bo nie lubią wojny, a to nie jedyny temat, który sprawia, że jego teksty przemawiają do współczesnego człowieka. Oczywiście Erich Maria Remarque należał do pokolenia, które poznało wojnę w wieku siedemnastu lat, wojna zabrała im możliwość długo trwałego dorastania. Chłopcy z „Na zachodzie bez zmian” przestają marzyć, bo marzenia to tylko puste myśli. Ważne jest tylko: teraz. Ważne by mieć pełny brzuch i dobre buty. Przestają także żałować zmarłych. Koledzy odchodzą, bo mieli pecha, oni żyją, bo mieli fart. Stają się wewnętrznie skostniali, ale żywi.
W „Cieniach w raju”
bohaterowie dokładnie niczym te cienie starają się zapomnieć wojnę i żyć normalnie w wolnym kraju. Ci mieli fart, bo dostali się do Nowego Yorku, do krainy dobrobytu i prawdziwej wolności. Kiedy Europa płonęła oni przepłynęli Ocean i przez bramę raju czyli port Ellis Island (nieopodal Statuły Wolności) znaleźli się w Ameryce. Za wielką wodą zostawili swoje poprzednie życie, tylko strachu nie udało się zostawić. Ten usadowiony na ich barkach niczym jątrzący się garb popłynął z nimi, jak piętno przynależności do piekła.
Powieści Remarqua to powieści o banitach
o ludziach wyalienowanych ze społeczeństwa, o trędowatych, których wewnętrzny świat – jeżeli nawet ocalał – to na wolnej ziemi zaczął się rozpadać pozostawiając bolesne, cuchnące rany.
Współcześni banici
to ludzie, których spotkało w życiu nieszczęście, ludzie naznaczeni przez los. Ich wewnętrzny świat spłonął, pozostały zgliszcza, jednak odbudować będą go musieli samotnie. Tych zgliszczy nie widać, choć jeżeli jesteśmy dość wrażliwi możemy je dostrzec w ich oczach. Tylko, żeby patrzeć ludziom w oczy trzeba mieć czyste sumienie. Najtrudniej w życiu jest uświadomić sobie istnienie zła. Większości z nas wydaje się, że zło związane jest z wiarą, z religią, że jeżeli nie wierzymy w Boga, to zło nas nie dotyczy, że go nie ma. Nic bardziej mylnego. Ono sobie jest, tuż obok, przyklejone pod oknem, chowa się w cieniu lampy i czeka.
Nieszczęście odmienia
Człowiek, który zostaje napadnięty, zbity na miazgę, zgwałcony, albo oszczany przez współplemieńca; ze słonecznej ulicy wkracza w mrok. Pozostaje w jego chłodzie już na zawsze, podobnie jak bohaterowie Remarqua. Nie wierzmy w to, że terapie stawiają zranionych ludzi na nogi, nie wierzmy, że człowiek pozbawiony poczucia bezpieczeństwa raz dwa oszacuje straty, zrobi bilans zysków i ruszy na podbój świata. Kobieta, której umarło nowo narodzone dziecko już nigdy nie dostrzeże blasku słońca, dla niej każdy dzień będzie wrogi i przepełniony niepokojem.
Ludzie wyrzuceni poza nawias
Od zwykłego, tętniącego życia miasta, urzędów i trąbiącego autobusu, oddziela ich stygmat w sercu. Stoją za szybą, na skraju parapetu, nie potrafią wbić się w ciżbę pędzącego po chodniku tłumu. Bo w tym tłumie nie ma ani jednej osoby, która zrozumiałaby ich samopoczucie, która odczytałaby z ich serca ten symbol wyżarty przez nieszczęście. Czują się słabi, odrzuceni, nic nie warci. Ktoś potraktował ich jak szmaty i czują się szmatami.
Nie trzeba wojny by okraść człowieka z dobrego, ciepłego życia
z ciepła, przy którym potrafiłby zagrzać zdarte do krwi opuszki palców. Dla nas Remarque jest głosem tych ludzi. Ludzi niechcianych, ludzi naznaczonych, ludzi konających z bólu, ludzi niezauważonych. Nie mamy na myśli rasizmu, obcych nacji czy popularnego ostatnio tematu uchodźców. Mówimy o ludziach obok, o ludziach zza płotu, o umierających z samotności, umierających z zimna z powodu chłodu emocjonalnego, o umierających z rozpaczy, bo ktoś potraktował ich niesprawiedliwie, o nieszczęśnikach, którzy nie potrafią walczyć o swoje, o uczciwych, nazwanych słabeuszami, bo nie wykorzystali okazji do oplucia drugiego.
Kahn w „Cieniach w raju” postawił odważną tezę na temat kultury „kultura, mówił, stanowi cienką warstwę, którą nawet deszcz potrafi zmyć. O tym przekonał nas naród poetów i myślicieli. Uchodził za wysoce cywilizowany. Prześcignął Attylę i Czyngis-chana. Z niezrównanym, radosnym w tył zwrot ku barbarzyństwu.”
Kiedy nosimy w sobie popiół wszystko, o czym rozmawiają inni (różowi na twarzach, z pełnymi, równymi serduszkami w piersiach) staje się dla nas bezbarwne. Gdy mówimy w ich języku, gapią się na nas jak na ufo. Podobnie jak Amerykanie u Remarqua podczas rozmów o wojnie. Jakże lubili o niej rozprawiać siedząc w miękkim fotelu i popijając drinka. Cóż wówczas wypada zrobić. Milczeć.
„Łuk triumfalny”
zauroczył nas niczym zachód słońca nad morzem. Język, styl, narracja, bohaterowie, nonszalancja Ravica i jego inteligencja. Klimat Paryża tuż przed wybuchem wojny, kafejki i specyficzny styl życia, który opisują dzienniki z tamtego okresu. To soczysta proza, pisana z rozmachem, odważna i silna. Fabułę tworzą rozmowy, bardzo lubimy tę figurę literacką. Używał jej także James, nasza miłość z lat młodzieńczych.
Gwar rozmów
Bohaterowie ciągle ze sobą rozmawiają. Jedzą, piją, pracują, zwiedzają, kochają się i rozmawiają, zupełnie jak w życiu. Nie chodzi o pustą paplaninę, dzięki nim poznajemy ich charaktery, upodobania i emocje. Słychać także w ich słowach pewien rodzaj ciszy – paradoks taki – bo w tej ciszy słychać, że coś przemilczają.
W swoim kraju byli kimś. Wojna sprawiła, że tę pozycje stracili, uciekając przed śmiercią, ocalili życie, ale są nikim. Przeżyli, jednak nie żyją. W „Cieniach w raju” jest fragment dotyczący pogrzebu aktora. Artysta ten powiesił się i środowisko uchodźców go opłakiwało, nie został on jednak pochowany w ziemi, ale skremowany, bo tak było taniej w Ameryce. Kolejny paradoks: aktor uciekł z hitlerowskich Niemiec przed zagazowaniem, potem zabił się, a w wolnym kraju jego zwłoki zostały spalone, zupełnie jak w obozach koncentracyjnych, nad którymi niebo było czarne od dymu z palonych ciał.
Rozmowy te ciągną się godzinami. Są mięsiste, krwiste, bez granic. Remarque jest niczym stary film, w którym grano dialogiem. W dzisiejszych filmach nikt nie rozmawia, jeśli już to bohaterowie podają sobie informacje. W powieściach Remarquea rozmowa jest prawdziwa, pełna, długa, żarliwa albo nudna. Rozmowa to coś o czym we współczesnym świecie zapominamy. We współczesnej powieści również jej brakuje, króluje narracja pierwszo osobowa. Ja mówię, ja czuję, ja, ja, ja! Kult jednostki. Złudny kult.
Historia drugiej wojny światowej (każdej wojny) jest niesprawiedliwa
Nigdy nie jest tak, że białe jest białe a czarne czarne. Trzeba posiąść umiejętność postrzegania świata takim jakim ten świat w istocie jest. Wówczas damy sobie radę.
Remarque to zielona barwa w świecie
w którym barwy przestały mieć znaczenie; w świecie, w którym różne barwy zlały się w czarny dym. Kolory, jak obrazy podobno nie mają duszy i można nimi handlować, jak niewolnikami. Jednak to człowiek umie te kolory nazwać i wycenić obrazy.