„Wiara jest także, jeżeli ktoś zrani
Nogę kamieniem i wie, że kamienie
Są po to, żeby nogi nam raniły.”
[Cz. Miłosz, Świat (poema naiwne), s. 123]
Zwykle wierzy się w coś, czego istnienia nie można udowodnić. Bo, gdyby udowodnić można było, nie byłaby to wiara, a fakt.
Kiedy wypowiadam słowa, że wierzę w coś…od razu czuję, że ryzykuję. Jakbym stąpała w próżni albo chciała przejść nad przepaścią i wierzyła, że pod stopą samoczynnie pojawi się schodek, drabina, most.
Nie wiem czy w kontekście wiary ten cytat jest odpowiedni. Jest w nim pogodzenie się z istnieniem kamieni, które nas ranią. Jest ich akceptacją. Nie ma zdumienia, że co też ten kamień narobił. Bo kamienie ranią, to oczywistość. Tyle, że to nie jest wiara a wiedza oparta na doświadczeniu. Dlatego, idąc kamienistą drogą, idziemy ostrożnie.
Ranią, ale nam nie przeszkodzą. Ranią, jednak to nie one są ważne. Ranią, ale może wierzymy w rekompensatę za te rany?
Leopold Tyrmand jest jednym z ciekawszych pisarzy Polski wojennej i powojennej. Z ciekawszych, ale równocześnie jest jednym z bardziej tajemniczych ludzi. Długo był osobą kontrowersyjną, podobnie jak Mackiewicz. Nawet jego bliscy znajomi nie wiedzieli, że należał do organizacji niepodległościowej. Działał w niej od roku 1940. Mimo, że pracował także w radzieckiej gazecie to był antykomunistą. A ta praca była przykrywką dla działalności konspiracyjnej. Był narodowości żydowskiej.
W pewnym momencie odrzuciło Tyrmanda nawet środowisko literackie. Nim nastała cenzura jego środowisko zawodowe już cenzurowało. Mimo, że nie było jeszcze odgórnych dyrektyw aby to robić. Reszta tekstu pod linkiem, zapraszam 🙂
https://pisarze.pl/2025/05/27/agnieszka-czachor-zakonspirowany-pisarz/