Smutny człowiek

Mickiewicz się śmiał, Słowacki się śmiał (co może dziwić), Byron się śmiał, ale Krasiński nigdy.
 
Stanisław Tarnowski w biografii Zygmunta Krasińskiego, wydanej w 1912 roku pisze, że Mickiewicz cierpiał za miliony, Słowacki użalał sie nad sobą i pieścił się ze światem. Krasiński zaś, jako jedyny nie umieścił w swoich tekstach nic osobistego. Ani jednej skargi czy łkania. Żadnego skowytu. Nie było jednak u niego również śmiechu.
 
Kiedy wspominał siebie z dzieciństwa twierdził, że był dzieckiem smutnym. Bardzo kochanym, rozpieszczanym, któremu niczego nie brakowało, a jednak był dzieckiem smutnym.
 
Dlaczego?
 
Tarnowski twierdzi, że dom Krasińskich był smutny, to i dziecko smutne musiało być. Był to dom, w którym nie było szczęścia. Nie było w nim również występku czy zgorszenia, ale wzajemnego zrozumienia i uczucia między małżonkami również nie było. Dlatego dziecko, mimo, że noszone na rękach, musiało tę atmosferę czuć. Zygmunt w żaden sposób nie potrafił porozumieć się z matką. Ojciec jego był różnie oceniany, jako generał. Od sprzedawczyka, sprzymierzeńca Moskali, do aż nadto rehabilitowanego, jako wielki, silny charakter, stałość w przekonaniach itp.
 
Tarnowski pisze, że był to człowiek próżny i przez tę próżność mały. Przeciętny, zwyczajny ani sprzedawczyk, ani wielki charakter. Choć odważny w boju, nie bez wojskowych zdolności. Za młodu bardzo urodziwy. Jako typowy oficer napoleoński. Jako mąż rozczarowywał, ale na polu walki był przydatny. Nie cierpiał księcia Józefa, co dziwiło i dziwi dotąd. Ożenił się z panną posażną, ale starsza od siebie. Czyli była to rodzina, w której wszyscy kochali Zygmunta, ale między sobą nawet się nie lubili.
 
Zygmunt odziedziczył po matce wątły organizm, niezdrową, zaczerwienioną cerę, twarz nieładną i mnóstwo zarodków chorób, które go przez całe życie dręczyły. Miał dziesięć lat, gdy jego matka zmarła. Raz tylko wspomniał w liście do znajomego o matce, a potem nadał jej imię swojej córce. Poza tym cisza. Z ojcem kochali się bardzo, ale nawet na jotę się nie rozumieli.
 
Miłość małżeńska, zdaje się, w tej rodzinie była nieistotna, bo rodzice ojca Krasińskiego, a jego dziadkowie, również pobrali się bez uczucia. Co w tamtych czasach nie było niczym nadzwyczajnym, co gorsze babka nie kochała swojego syna, czego pojąć nie potrafię.
 
Krasiński jako dwunastolatek zdumiewał wiedzą i szybkością uczenia się. Miał bystry i przenikliwy umysł. Na szczęście chłopiec nie zaraził się od ojca niezdrową i rozpasaną ponad miarę próżnością. Jako student popalał fajkę w ukryciu, za kominkiem, albo w ogrodzie. Choć jego umysł rozwijał się szybko i bujnie, to był człowiekiem zamkniętym w sobie. Życie jego toczyło się bardziej wewnątrz niego, niż na zewnątrz.
 
Z opisu Tarnowskiego wychodzi chłopiec zahukany, skrępowany więzami obowiązków synowskich, niby nie muszący się troszczyć o chleb, ale blady i zalękniony. Chłopiec jakich wielu również współcześnie. Jakże inne są dzieci, które wychowują sie w domach biedniejszych, ale pełnych radości i szczęścia. Pełnych miłości i wzajemnego zrozumienia. Niby to takie proste, niby każdy to wie, a jednak zimne domy ciągle istnieją. Nic nie zastąpi miłości między rodzicami. Doprawdy nic.
 
Takie sformułowanie: smutne dziecko, brzmi potwornie. Dlaczego dziecko miałoby być smutne?
 
Słabo znam Krasińskiego. Słabo znam jego teksty. Na pewno to nadrobię, jednak wrócę do tych małżeństw bez miłości, bez sympatii nawet. Bo żeby się chociaż lubili to już by było coś. Ojciec Zygmunta zmusił go do ożenku z niekochaną kobietą. Czyli w tym rodzie to była norma, nic nadzwyczajnego. Małżeństwo niby jako Sakrament zawierane, a przypominające kontrakt.
I jak w takich warunkach można było nie zwariować?
Może być zdjęciem przedstawiającym 1 osoba i tekst „2ygmant munt Iaunsh S Portret Ary Scheffera Bibljotece Ordynacji Krasińskich w Warszawie.”