Ayn Rand twierdziła iż jej stosunek do własnego pisania najlepiej oddają słowa Victora Hugo: „ Gdyby pisarz tworzył wyłącznie na potrzeby swoich czasów, musiałbym złamać i wyrzucić swoje pióro”.
„Powieści, we właściwym tego słowa znaczeniu – pisała w przedmowie do jubileuszowego wydania z okazji 25-lecia „Źródła” – nie powstają, po to, by zniknąć za miesiąc czy rok. Fakt, iż obecnie tak się dzieje – powieści są pisane i wydawane niczym czasopisma i równie szybko jak one kończą żywot – jest jednym z najsmutniejszych aspektów współczesnej literatury i wystawia bardzo złe świadectwo dominującej dziś estetyce: miłującemu konkrety dziennikarskiemu naturalizmowi, który znalazł się właśnie w ślepej uliczce i przerodził w paniczny bełkot.”
Żeby dzieło literackie zyskało ponadczasowość nie może w swojej treści zawierać błahostek dnia powszechnego. Musi nawiązywać do uniwersalnych problemów i wartości ludzkiego życia. Być może to sformułowanie zabrzmiało patetycznie, jednak oddaje doskonale naszą myśl, gdyż fascynacja pisarką wynikła właśnie z odkrycia jej ponadczasowości.
Rand urodziła się w 1905 roku, „Źródło” pochodzi z roku 1943 – obecne na rynku było dwadzieścia pięć lat – a „Atlas zbuntowany” został opublikowany w 1957. Do czego zmierzamy? Mamy rok 2016 i czytając teksty pisarki ma się wrażenie, że ona pisze o naszych czasach. Te daty są celowe, żeby wskazać rozrzut lat na przełomie, których tematy poruszane w tych powieściach są ciągle aktualne.
Żyjemy w czasach, w których kompetencje, wiedza, nauka – przestały być wartościami. Zniknęły tematy poważne, nie ma świętości, zasad, norm. Można wyśmiewać wszystko i robi się to. Jest przyzwolenie na kpiny z zaangażowania, z dążenia do celu, z konsekwencji i uczciwości.
W „Atlasie zbuntowanym” jest między innymi sytuacja, w której jeden z głównych bohaterów jest napastowany przez własną matkę, która chce go zmusić aby dał pracę swojemu bratu. Brat ów jest typowym niebieskim ptakiem, który nic nie umie, nie ma zawodu, ale potrzebuje pracy – nie żeby zarobić na chleb, bo głoduje – potrzebuje tej pracy, żeby poprawić sobie samopoczucie. Nic nie potrafi robić, ale chce pobierać pensję za to, że nic nie robi. A nasz bohater powinien mu tę pracę dać, bo według polityków ma obowiązek względem społeczeństwa. Sytuacja paradoksalna, ale z takich paradoksów składa się fabuła tej powieści i nasza rzeczywistość niestety.
Rand doskonale ujmuje w słowa, to co obserwujemy na co dzień. Nie sposób opowiedzieć o tej pisarce i jej powieściach w jednym poście. Będziemy do niej wracać wielokrotnie.
Dużo o niej napisano, wiele artykułów wyśmiewało ją i kpiło z jej toku myślenia, artykułów autorów, którzy wyszydzając Rand bez zmrużenia okiem potrafili wychwalać współczesne powieści śmieciowe. Porównywano ją do Rodziewiczówny, kpiąc równocześnie i z tamtej. Nie wierzcie w takie banały. Według nas nie ma nic złego w tworzeniu bohatera – godnego, w kreowaniu fabuły wokół godnego życia, które stawia przed człowiekiem wyzwania, człowiek zaś nie upadla się, a wykazuje się siłą i chartem ducha.
Promuje się dzisiaj wizerunek człowieka słabego, człowieka który ma błahe problemy, nie stawia przed sobą wyzwać, interesuje się tylko plotkami i knuciem. Jest próżny, niezdolny do empatii, pomimo uczestnictwa w milionie imprez charytatywnych. Zresztą nasze czasy, to czasy zbiórek, czasy rozdawania, czasy lenistwa intelektualnego i fizycznego.
Bohater Rand jak i Rodziewiczówny to faktycznie bohater-woli. Woli niezłomnej i prawie nieludzkiej, ale czy nie do takiego charakteru powinniśmy równać, czy nie takie cechy w sobie wykuwać? Praca nad sobą i praca sama w sobie to główny rys bohaterów tych pisarek i jeżeli się uprzeć, to faktycznie można je do siebie porównać, ale tylko w tym aspekcie i nie po to, żeby kpić z moralnego kręgosłupa człowieka.
Kolejne refleksje niebawem. Bądźcie z nami!