O pieniądzach pisze się i pisało w przeróżny sposób, wszakże są one motorem życia i naszego świata. Jednym szczęścia nie dają, inni marzą o nich i wszystkie swoje działania podporządkowują by mieć pełny trzos. Czy je kochamy czy nie, są potrzebne każdemu. Grunt to się do nich nie przywiązywać, ale to nie taka prosta sprawa. Bywają fetyszem, zabawką, amuletem, emblematem i czym tam jeszcze…? Każdy może wstawić, co chce: utrapieniem, nawet.
Potrafią uratować życie, potrafią również w niebywały sposób poniżyć. Pomagać innym jest bardzo szlachetną cechą, rzecz w tym by pomagać mądrze. Co znaczy mądrze? Otóż to!
W dawniejszych czasach pomoc finansową należało odpracować, albo inaczej, wcześniej należało odpracować, by dany człowiek nie poczuł się źle, że dostał za darmo…wierzcie nam, że były takie czasy, gdy „za darmo” potrafiło znębić drugiego bardziej aniżeli bieda. „Za darmo” jeszcze psuje morale, bo uczy, że nic nie musisz robić, wystarczy, że jesteś biedny, bez wykształcenia i bezradny, a już inni dadzą ci wszystko, czego potrzebujesz byś mógł żyć i czuć się dobrze.
W nietypowej powieści M. Rodziewiczówny pt.: „Ragnarök” jest problem z pieniędzmi. Książka jest nietypowa, gdyż głównym bohaterem jest ateista, który gada całkiem do rzeczy, a opowieść kończy się źle. Ateista zaprzyjaźnia się z księdzem – księdzem, który tak mocno zawierzył Jezusowi, że nie bierze pieniędzy za swoje posługi, chodzi głodny, w potarganej sutannie i dosłownie „lezie” (wybaczcie słowo, nie używamy go w negatywnym czy drwiącym znaczeniu) do gniazda szerszeni, bo tam bieda, bo tam głodni i zmarznięci. Każdy pieniążek jaki uda się mu wyżebrać zanosi tym biednym. Taki paradoks, bo gdyby brał pieniądze za posługi mógłby im zanosić także, ale on wszystkich jednakowo traktuje, od nikogo nic nie chce, chyba że ktoś zechce dać na biednych. I ten ksiądz jednej nocy, kiedy rozdaje te pieniądze zostaje zasztyletowany przez tych, którym zanosił, a kasę, którą mu zabierają oprychy oczywiście przepijają w karczmie.
Z rozdartym sercem zostawia Rodziewiczówna czytelnika, z rozdartym sercem, bo kończy na śmierci dobrego człowieka, który dla innych wszystko…kiedy już czytelnik się otrząśnie zadaje sobie pytanie, dlaczego tak? Czemu pisarka tak zakończyła tę sprawę, to życie człowieka dobrego. Ktoś powie: jedzenie powinien im nosić. Fakt, za jedzenie by go nie zabili. Jednak jest w tym zakończeniu ukryta prawda, właśnie o złym wpływie srebrników. On im je nosił i nosił i w końcu uznali, że nie chcą się już dzielić z innymi potrzebującymi, chcą wszystko dla siebie! Powiecie, że głupcy, bo zabili złotą kurę, nie koniecznie. On ich nauczył, że nic nie muszą, nie muszą się poprawić, wrócić na dobrą drogę, pomagać innym, być wdzięcznymi – o zgrozo ten dobry człowiek nauczył ich, że po nim przyjdzie kolejny dobry, który tak samo jak jego poprzednik będzie przynosił złote dudki. Wystarczy poczekać…bieda jest cierpliwa, a oni są biedni i także cierpliwi, poczekają.
Bądźcie z nami!