Klemens Junosza w powieści „ Na zgliszczach” z podtytułem powieść wiejska opisuje życie prowincji, a konkretnie egzystencję w majątku Zarzecze i niedalekiej wsi oraz w żydowskim miasteczku. Język archaiczny – nam nie przeszkadza – narracja werystyczna, akcja pozbawiona sensacji. Właściwie niewiele się dzieje. Majątek jest zniszczony – nie pada ani jedno słowo o zaborcach, nie wiemy przez kogo – możemy się tylko domyślić, że to sankcje po powstaniu z roku 1863. Dziedzic wywieziony, jego żona z trójką dzieci zapłakana, sama ze starym zarządcą.
Tekst ten promuje pewien wzorzec zachowania. Wzorzec podobny temu, któremu hołdowała Rodziewiczówna (choć robiła to o całą epokę później) czyli ciężka praca, jasny umysł, wiara w Boga, który to tak niesłychanie rozsierdził zacną panią Konopnicką.
Są w powieści dialogi, które stawiają Junoszę w szeregu pozytywistów, choć podobno nie uczestniczył w dyskusjach „starych” i „młodych”, jednak nie oparł się tendencjom pozytywistycznym, gdyż jego powieść jest jak najbardziej dydaktyczna i promuje pracę u podstaw.
Stworzył w niej ciekawą postać Żyda – przewrotnego, wszędzie wietrzącego interes, człowieka chwilami zabawnego – którego Teodor Jeske-Choiński we wstępie do powieści bardzo chwalił. Z tego wstępu dowiadujemy się także, że Junosza przez całe życie borykał się z żydowską lichwą. Łatwo jest pożyczyć, trudniej oddać. Znał środowisko żydowskie doskonale, podobnie jak i chłopskie. Te dwa typy ludzi: chłop i Żyd to specyficzny gatunek ludzi. Tak chłop jak i Żyd ma swój rozum ani jeden ani drugi nie pozwoli się wykorzystać, ale każdy z nich chce na czyichś plecach pojechać. Na początku powieści jest fajna scena przedstawiająca rozmowę chłopa z Żydem Jankielem. Jankiel chce Marcina namówić na kupno lasu, którego sam Żyd jeszcze nie kupił, ale już go na licytację wystawia. Oczywiście nie mogą się dogadać, bo obydwaj są cwani.
Zastanawiamy się, jacy byli ludzie, którzy czytali tego typu powieści. Jak bardzo musieli być różni od nas, jakże wiele w nich musiało być serca i naiwności, skoro karmili się tak mocno wyidealizowanymi scenami. Bo idealizmu na kartach tego staro druku nie brakuje. Państwo z dworu kryształy, zarządcy kryształy, wieśniacy pomocni i uczciwi, los szkaradny.
Powieść podobała się nam, takie rzeczy się dobrze czyta, jednak równie dobrze wiemy, że takich ludzi nie ma. Z drugiej jednak strony, czy czytając o tak mocno wzorowych osobach nie zmuszamy swojego charakteru do pracy? Czy to nie sprawia, że podciągamy się, że więcej od siebie wymagamy, bo oni dali radę to i my damy? Dawnej głównie tak pisano, dzisiaj brakuje opowieści promujących szlachetne postawy człowieka. Bądźcie z nami!