Bardzo inteligentna, na tyle by rozbudzić w młodym Freudzie namiętne uczucie. Korespondowali ze sobą przez cztery lata, jako narzeczeni. Musiała być inteligentna, skoro chętnie z nią rozmawiał, jej umysł musiał być mu miły, ale już żonie ten umysł był niepotrzebny.
Zmarła w 1951 roku
Ernest Jone (biograf Freuda) takie napisał jej epitafium: „Mało było równie szczęśliwych związków. Martha, doskonała matka, doskonała żona, należała do tej rzadko spotykanej kategorii pań domu, które potrafią utrzymać na stałe te samą służbę. Zapewnienie mężowi wygody i dobrego samopoczucia było dla niej ważne ponad wszystko”Tak napisać mógł tylko mężczyzna.
Czy to coś złego, jeśli wypełnia się swoje obowiązki i nie pragnie gwiazdy z nieba?
Jest to zbeletryzowana biografia żony sławnego lekarza, ale to nie o nim tekst. Książkę tworzą listy Marty Freud, które pisała do autorki. Listy szczere, smutne i przerażające. Wyłania się z nich obraz kobiety mądrej, ponadprzeciętnie inteligentnej, samodzielnie myślącej, która została usadzona w kącie. Pełniła funkcje figurantki. Utonęła w obowiązkach domowych, mimo wspaniałej gromadki dzieciaków, wypełniła ją gorycz. Takich historii jest wiele. Życie każdego może się tak potoczyć, ups! przetoczyć raczej przez jego pierś i pomimo rozpaczliwego szamotania, rozpaczliwego uderzania ramionami, chcąc utrzymać się na powierzchni, utonie. I nic więcej poza zwykłymi obowiązkami w życiu nie zrobimy.
Kobieta, która pragnęła być ważniejsza niż scyzoryk do obierania ziemniaków
Marta poza germańską sztywnością, była kobietą kulturalną i niepozbawioną dowcipu, pisze o niej Nicolle Rosen. „Oczywiście ponoszę całkowitą odpowiedzialność za wypowiedzi i myśli, które jej przypisuję, jak też za sceny przeze mnie wymyślone. Ta fikcja przeplata się tak ściśle z rzeczywistością, że to, co sobie wyobraziłam, wydaje się mi równie prawdziwe jak reszta. Wyłania się z tego Matha, jaką znajdujemy w dokumentach o Freudzie i jego rodzinie. Nie wymyśliłam niczego, co dotyczy miejsc, kontekstu historycznego, charakteru postaci ani nawet ich wyglądu. Wydarzenia historyczne i wypadki z życia są prawdziwe.”W jednym z listów Marta pisze: „Wspominając moje narzeczeństwo, tak dzisiaj odległe, myślę, że akceptowałam w Zygmuncie wszystko – nawet to, co było w nim nie do zniesienia – bo po raz pierwszy odkryłam szczęście bycia namiętnie kochaną. (…) Moja obecność albo nieobecność mogła uczynić go szczęśliwym albo nieszczęśliwym.” Można wiele przeczuwać złych rzeczy, niejasnych spraw, które ukrywa bliski człowiek, ale bunt najczęściej skończy się na bezradności i wewnętrznej rozpaczy.
Siedzi się w kuli wypełnionej labiryntem
Kiedy z jednego korytarza się wyrwiemy, wpadniemy w kolejny, który doprowadzi nas w podobne wypełnione niewolą miejsce. Relacje między ludźmi krępują ich niczym sznury na szyi. Kobieta ma się poświęcać, a mężczyzna żyć. Mogą mijać pokolenia i epoki, mogą feministki drzeć się do mikrofonów, ale mentalność pozostanie mentalnością. Ona jest głębiej. Kobieta rodząc dzieci zawsze postawi je wyżej ponad siebie i swoje pragnienia. Więzi i zależności duszą, ale jednocześnie ich potrzebujemy i tak się kręcimy w kółko. Mężczyzna pracuje zawodowo i uzurpuje sobie prawo do tego by żona stała na spraży jego dobrego samopoczucia i świętego spokoju. Polityka się zmienia, ale mentalność ludzi nigdy. Mężczyzna się załamuje i sięga po pistolet, a kobieta piecze ciasto śliwkowe…jak w CzterdziestolatkuJ. To może lepiej upiec to ciasto i poczytać coś innego.
Bądźcie z nami!
Z posłowia do książki, Martha F., Nicolle Rosen, Świat Książki, Warszawa 2006.
Tamże s. 189.