Ludwika Ks. Saska odc.6

 
„Znalazłszy się sama na peronie stacyjnym w Zurychu,
zrozumiałam naraz, że jestem już tylko małą,
nic nie znaczącą cząstką tego krzykliwego i ruchliwego
tłumu; tym razem na moje powitanie nie było ani
ceremonjału, ani dywanów szkarłatnych, ani rodziny,
ani przyjaciół; nikt nie domyślał się w młodej kobiecie,
ubranej czarno, o smutnej twarzy i w pięknym
młodzieńcu, towarzyszącym jej: następczyni tronu saskiego
i arcyksięcia Leopolda”.
W hotelu Ludwika poznała przyszłą żonę swojego brata – kobietę z ludu. Z tego spotkania była bardzo niezadowolona, bo czuła że przysporzy ono jej kłopotów. Po kilku godzinach spotkała ją kolejna niemiła niespodzianka. Dowiedziała się, że Leopold nie zostanie z nią zbyt długo, bo zamierzając się ożenić, musiał stawić czoło rodzinie i wziąć „na klatę” sporo kłopotów. Powiedział jej nawet, że wcześniej czy później będzie musiała wrócić do Drezna, bo posłużą się jej dziećmi w celu zwabienia jej na dwór, a wtedy to już na pewno zostanie zamknięta w szpitalu. Nie mogła na to pozwolić więc postanowiła się skompromitować, co było jedną z najgorszych decyzji, jakie tego wieczoru podjęła.
Muszę przyznać, że nie tyle najgorsza to była decyzja, co przede wszystkim najgłupsza. Kompromitacja jeszcze nikomu nie wyszła na dobre, a już świadome do niej doprowadzenie i posłużenie się innym człowiekiem, jak narzędziem, budzi we mnie sprzeciw i odrazę. Niestety Ludwika zbladła w moich oczach. Zaczęłam wątpić w jej inteligencję. Tłumaczyła się potem, że była w panicznym strachu, tak panicznym iż postanowiła poświęcić swój honor w zamian za wolność. Przecież w tym zdaniu wszystko się kłóci. Na kilometr widać, że tracąc honor traci się równocześnie wolność. Nie da się tego pogodzić. Poza tym, takim posunięciem sprawiła iż wszystkie intrygi, jakie uknuli jej wrogowie chcąc ją oczernić i nastając na jej cześć – potwierdziły się, czyli okazały się prawdą. I każdy kto jej wierzył, że jest oskarżana o romanse niesłusznie, pomyślał, że kłamała. Nie ma czegoś takiego, jak „szlachetna” kompromitacja. Niestety, strategiem okazała się, jak widać beznadziejnym. Rozczarowała mnie. Postanowiła zdradzić swojego męża, którego przecież kochała i stracić szacunek swoich dzieci. W tym miejscu moje rozumienie drugiego człowieka „wysiadło z przedziału” i musiało się napić wody z lodem, żeby nie zakląć ?
Wysłano za Ludwiką tajną policję, która zawołała na pomoc policję niemiecką, mającą aresztować księżnę. Szwajcarzy jednak spisali się na medal, bo gdy tylko „waleczni wojowie” wysiedli na dworcu od razu ich wsadzili z powrotem do pociągu z pouczeniem, że na ziemiach szwajcarskich nikt ani włościanin, ani książę nie będzie aresztowany przez obcą policję. Ośmieszeni i wściekli wrócili z pustymi rękami.
Listy jakie Ludwika pisała do swojego męża były fałszowane, dlatego nie mogła się z nim spotkać. Nie chciała rozwodu, a tylko separacji, dlaczego miałby jej posłuchać, przecież kompromitując siebie, skompromitowała i jego.
Lud saski podobno wpadł we wściekłość, kiedy dowiedział się, że Ludwika uciekła. Uznano, że była źle traktowana na dworze, dlatego jego gniew skierował się przeciwko rodzinie królewskiej. Podobno zabito czarnego kota, a jego skórę zawieszono na pałacowej bramie z napisem: „Bądźcie ostrożni – oto los jaki was czeka”. Ludzie byli tak wściekli, że w przyśpieszonym tempie ruszył proces rozwodowy, aby sprawie „uciąć głowę”, a o Ludwice zapomnieć.
Franciszek August napisał do niej list, w którym prosił, aby wróciła i że zapomni o przeszłości, jednak osoba, która miała ten list doręczyć zadbała o to, aby księżna go nie otrzymała. O tym piśmie dowiedziała się po latach.
Czy oceniam Ludwikę zbyt surowo?
Myślę, że nie. Po prostu, moim zdaniem jedynym orężem kobiety w walce z plotkami, oskarżeniami i intrygami jest jej nieskazitelna uczciwość, i nie ma dla mnie znaczenia, że fizycznie męża nie zdradziła. Doprowadziła do tego, aby tak myślano, dlatego on również tak myślał. Dlaczego mimo tego pragnęła jego pomocy? Przecież go zraniła. A miłość do dzieci? Nie przewidziała jak bardzo będzie cierpieć, kiedy ich więcej nie zobaczy? Nie przewidziała. A powinna była. Decydując się na tak poważny krok, jak ucieczka, powinna była przemyśleć wiele scenariuszy i przewidzieć ich konsekwencje, bo tutaj nie chodziło o drobne sprawy, które wymknęły się spod kontroli. To były na tyle sprawy poważne, że konsekwencje łatwe do przewidzenia.
Rzecz jasna w końcu popadła w nerwicę i co? Wylądowała w zakładzie dla obłąkanych i to z własnej woli. Czujecie złośliwość losu? Oczywiście naiwnie myślała, że to sanatorium, ale okazało się szpitalem dla psychicznie chorych. Czyli coś tu poszło nie tak. Zdecydowanie nie tak.
Pamiętam z dzieciństwa kilka zdań z jakiejś książki przygodowej, mówiących o tym, że uciekającą kobietę łatwiej złapać niż mężczyznę. Chodziło o ucieczkę pieszo. Dlaczego łatwiej? Bo kobiety biegną przed siebie w linii prostej, a mężczyźni zwykle zygzakiem robiąc uniki i zmieniając często kierunek.
Nasza księżna nie przewidziała rozwodu, nie przewidziała braku pieniędzy, choroby, nic nie przewidziała. Po prostu uciekła z tym, co miała przy sobie. A przecież nie chodzi o to, aby uciec, chodzi o to aby ucieczka się powiodła czyli trzeba zrobić plan na trzy lata w przód. Liczyła na brata, jednak nie powinna nawet myśleć, że on zostanie z nią na zawsze. Liczyła na niego, ale nie wiedziała, że zamierza się ożenić stając się czarną owcą. Zresztą jakim prawem chciała go przywiązać do siebie, odbierając mu możliwość życia osobistego? Z przykrością stwierdzę, że myślała tylko o sobie i własnym cierpieniu. Nie umiała być samodzielna, czyli spod jednej męskiej ręki chciała wpaść pod inną.
Choć mam też dla niej wiele współczucia. Kto miał ją nauczyć samodzielności w świecie zewnętrznym? Zupełnie inaczej wygląda błyskotliwa riposta przy stole, gdy wraca się do czystego pokoju, gdy pokojówka rozbiera księżnę, gdy jest się obsługiwanym. Zupełnie inaczej jest poza pałacem, kiedy człowiek uczy się, że pieniądze nie leżą w skarbcu, a głównie ich ubywa.
Czy ta ucieczka była potrzebna? Czy warto było zacząć to wszystko, co potem się zdarzyło? No właśnie, zawsze warto przeliczyć czy nasz krok sprawi więcej zysku czy to koszty będą wyższe. Koszty, które poniosła głównie księżna. Czy była na nie gotowa? Na sto procent nie. Nawet nie wiedziała, że jest coś takiego, jak koszty.
Pobyt w „uzdrowisku” był straszny, choć nie była źle traktowana. Na szczęście nie podpisała żadnych dokumentów więc gdy przejednała listownie ojca, mogła wyjechać i osiąść w pałacyku rodzinnym. Matka przywitała ją sucho i nieprzyjemnie, po czym wyjechała. Tam urodziła się córka Ludwiki. Po sześciu tygodniach wraz z niemowlakiem opuściła to „zacisze”. Przeprowadzała się z pałacu, do pałacu wynajmując je od różnych możnych osób. W końcu stosunki z ojcem, a kobietą się naprawiły i od tej pory niczego jej nie brakowało.
Pewnego wieczoru, zaanonsowano jej, że przybyło dwóch mężczyzn, którzy muszą się z nią pilnie widzieć. Gdy ich przyjęła okazało się, że są przywódcami saskiej partii socjalistycznej i tylko od jej woli zależy ich powodzenie.