Ludwika Ks. Saska odc.5

 
Zwykle gubią nas fałszywi przyjaciele, bo nim zorientujemy się, że są naszymi wrogami, zwykle jest już za późno. Cios tym bardziej bywa dotkliwszy, gdy łamie nam serca. Prawda stara, ale przez całe pokolenia ludzie się dają nabrać na udawaną serdeczność i przywiązanie. Ileż jest gorzkich słów w stosach pamiętników i to nie tylko księżniczek.
Pewien baron mienił się przyjacielem Ludwiki i ona mu prawdziwą przyjaźnią odpowiadała aż do momentu, kiedy zaprosił ją i jej męża na kolację. Stół był można rzec nienakryty. Bez kwiatów i obrusu czyli goły. Stały na nim dwa talerze i jeden półmisek nakryty innym talerzem. Kiedy Ludwika podniosła ten talerz jej oczom ukazały się dwa plasterki szynki. Czujecie niestosowność sytuacji? Tym bardziej, że baron był poddanym Ludwiki i Fryderyka.
– Odwdzięczę się – powiedziała Ludwika nie pozwalając, aby dostrzegł jak ją zezłościł.
„Wkrótce potem zaprosiłam p. von Metzch i jego
żonę do najlepszej restauracji w Norderney. Kazałam
przygotować specjalny salon i dałam gospodarzowi
carte blanche do wyboru menu, win i kwiatów. Wszystkie
te zachody zdziwiły niepomiernie von Metzch’a,
który tylko oglądał się wokoło i w myśli obliczał koszty
rzadkich win i wyborowych potraw.
— Pocóż było robić tyle wydatków dla mnie
Wasza Cesarska Wysokość? — zapytał wreszcie.
— To jest Ekscellencjo, mój rewanż. Przypomnij
pan sobie o tych dwóch plasterkach szynki owego
wieczoru. Kiedyś zasiądę, jako królowa, do stołu politycznego,
na którym będzie niezliczona ilość potraw
dla zaproszonych, a pan, baronie, otrzymasz za całą
ucztę jedynie dwa bardzo cienkie plasterki… wpływów”. Powiedziała głośno, tak że wszyscy zebrani to słyszeli.
Miał tego dnia powiedzieć, że zniszczy Ludwikę i dotrzymał słowa.
Zaczął topić księżnę w swoich intrygach, ale robił to tak zręcznie, że nie miała jak go o nie oskarżyć, a jej mąż nie potrafił znaleźć powodu, dla którego baron miały tak szczuć wszystkich na jego żonę. Nie wierzył jej, uznając, że histeryzuje. Baron tymczasem stworzył prawdziwą siatkę szpiegów, którzy nawet w apartamentach księżny, schowani za kotarami obserwowali ją, podsłuchiwali i o wszystkim donosili. Szpiegów takich Ludwika wraz ze swoją pokojówką złapała kilku, ale na nic jej się to zdało.
W końcu zamieszkała w apartamencie męża i szybko zorientowała się, że jest w ciąży. Byłaby szczęśliwa z takiego obrotu sprawy, gdyby nie to, że stan jej nerwów mógł się odbić na kondycji dziecka , dlatego martwiła się o nie. Czarę goryczy przelała napaść słowna jej głównej damy dworu, która oskarżyła Ludwikę o romans z nauczycielem synów. Całe oskarżenie księżna powtórzyła mężowi błagając go aby wyjechali z Saksonii, jednak mąż stwierdził, że jego żona ma halucynacje, że jest przewrażliwiona po czym wrócił do własnego cierpienia, bo miał złamaną nogę. Teść tymczasem uznał swoją synową za wariatkę i postanowił zamknąć ją w wariatkowie.
Była to praktyka, którą królowie często stosowali wobec kobiet, nawet swoich żon. Pewnie dla nich (tych królów czy książąt) czasy z XIX wieku, jako wiele światlejsze niż te średniowieczne, były przykre, bo zabraniały już ścinać nielubianym synowym głów. W podobnej sytuacji była siostra Sissi, którą jej mąż zamknął w takich miejscu zdrowotnym pod zarzutem rozwiązłości. Jej się udało uciec z tego przybytku, jednak nie mogła już widywać dzieci, bo męska część świata przecież robiła to wszystko dla ratowania jej duszy. Jakież wzniosłe uczucia nimi kierowały. Myślałby kto ?
Sophie (jest o niej film na yotube, polecam) zwróciła uwagę na coś jeszcze. W rozmowie z ojcem – właściwie podczas awantury – wykrzyczała mu w twarz, że wychowywał swoje córki tak, aby sobie nie poradziły w świecie. Pozwalał im na bycie sobą, na wolność wyboru, na wolność życia tak jak chciały. Nie nauczył ich tylko tego, że kiedy dorosną i wejdą do innych rodzin jako żony i matki, cały świat zrobi wszystko, aby im tę wolność zabrać. Mówi coś jeszcze, mówi to z rozpaczą, bo nie zna dla siebie ratunku ani ratunku dla swoich nieszczęśliwych sióstr. Mówi, że jeśli raz człowiek zazna życia w wolności już nigdy nie będzie chciał się jej wyrzec. Nie nauczy się tkwić w niewoli i albo każdego dnia będzie walczył, albo umrze z rozpaczy. Tak jak ten skowronek z baśni Andersena. Sophie ginie tragicznie, podobnie jak i Sissi. Było ich pięć, sióstr.
Ciekawe jest też to, że ówcześni mężczyźni wybierali na partnerki kobiety nietuzinkowe, jeśli oczywiście mogli posłuchać serca. Kobiety mające w „wysokim poważaniu” etykietę, szczere, wesołe, wychowywane liberalnie. Robili to, a potem zamykali je w wariatkowie, bo nagle przymioty, które tych mężczyzn do nich przyciągnęły, stały się niewygodne na polu politycznym. Brzydką to wystawia opinię panom, oj brzydką. Ojcom, którzy wychowywali te dziewczyny tak lekko, również brzydką, bo potem nie przychodzili im w sukurs. Zaś matki, które zwykle bardzo piłowały córki, odsuwano na bok, bo przecież nudziły. Tymczasem te matki wiedziały z czym będą się musiały zmierzyć ich córki i bez czego nie przetrwają. Ale to wola mężczyzny zwykle była silniejsza.
Ludwika nie wyrzuca swojemu ojcu sposobu wychowania, bo mimo tego, że faktycznie na wiele jej pozwalał, to odebrała solidne wykształcenie i wszystkie obowiązki z etykietą związane miała w małym palcu, co nie znaczyło, że chętnie z nich korzystała.
Kiedy zrozumiała, że na rozkaz króla zechcą niebawem ją zamknąć „w wieży”, przeraziła się, że urodzi dziecko pośród umysłowo chorymi, dlatego postanowiła uciec. Dla dobra malucha. Wiedziała, że reszta jej dzieci będzie dobrze traktowana, liczyła jednak, że będzie mogła je widywać. Postanowiła uciec do rodziców pod pozorem ich odwiedzenia, ale równocześnie napisała tajny list do brata Leopolda, który był jej powiernikiem z prośbą o pomoc, gdyby rodzice zechcieli ją odesłać do męża.
„Gdy zaś wchodziłam ostrożnie do pokoju dzieci n n e g o , zdawało mi się, że jakiś głos szepce mi do
ucha- Czcij pamięć twych dzieci, matko nieszczęśliwa’
’ Kiedyś będzie dla ciebie pociechą przekonanie
że zachowały one dla ciebie kącik w swoich sercach”.
„I zrozumiałam naraz, że następczyni tronu saskiego-przestała istnieć”.
Cóż, ojciec Ludwiki, któremu musiała opowiedzieć wszystko i to szczerze podzielił zdanie jej męża. Czyli umysł ręce.
„— Mój Boże, jakaś ty natrętna, Ludwiko! – powiedział – żałuję
mocno, drogie dziecko, jeżeli jesteś nieszczęśliwą, lecz
jest to zawsze bardzo niebezpiecznem wtrącać się pomiędzy
mężem a żoną i ja nie mam bynajmniej zamiaru
tego uczynić. Możesz być pewna, że jeżeli
twój mąż ci mówi, że nie masz powodu obawiać się,
to napewno niema powodu do obaw. Zrobisz najlepiej,
jeżeli wypędzisz z głowy te chorobliwe niepokoje
i nieusprawiedliwione podejrzenia”.
Na szczęście Leopold zareagował inaczej, ale musicie coś o bracie księżnej wiedzieć. Miał pewnego razu spotkanie z jej teściem i publicznie ów mość skrytykował sposób prowadzenia się Leopolda. Czym chłopaka nie zawstydził, ale ten wytknął mu równie głośno zażyłość z pewną panią, której nazwiskiem nazwał księcia. Do tego umknął nim tamten zadzwonił po tajną policję.
„— Ciebie odesłać! Nigdy w życiu! zawołał mój
brat. Nie ścierpiałbym , żeby moja siostra była krzywdzoną
przez bandę księży, starego króla—jezuitę i jego
kreatury. Wiem, że masz najzupełniejszą rację
i że Fryderyk August nie ma więcej odwagi, aniżeli
mysz”.
I, co macie już ulubionych bohaterów?
W mroźną, księżycową noc – ona w czarnej, wełnianej sukni, on w pelerynie i kapeluszu, bojąc się nawet oddychać – ruszyli zamkniętym powozem w nieznaną przyszłość. Kierowali się do Szwajcarii. Rącze konie pędziły jak wiatr. Spaliła za sobą dwa mosty, jeden do Drezna, drugi do Salzburga. Nie miała już ani domu rodzinnego, ani mężowskiego. Niosła pod sercem dzieciątko, dla którego odważyła się na tę podróż.
Czujecie tragizm? Nie sposób opowiedzieć, co działo się w jej sercu, gdy pędzili wprost w ciemność.