Ludwika Ks. Saska odc.3

 
Do dzisiaj w wielu miejscach na świecie funkcjonuje wróżba nie – wróżba dotycząca dnia ślubu. Bardzo często panny młode pierwsze, co robią o poranku to spoglądają w okno, aby sprawdzić pogodę. Podobno, jaka pogoda, takie małżeństwo.
Nam wróżono pogodę brzydką, bo pobieraliśmy się 30 grudnia. Tymczasem obudził mnie sms z tekstem: brakuje jeszcze tęczy ? Przywitało nas błękitne, czyściutkie niebo, słońce i dekoracyjny śnieg. Nie miałam nawet szalika, tylko chustkę pod szyją i rozpięty kożuszek.
Ludwikę przywitały ciemne chmury i deszcz. Zatrwożyła się, serce jej ścierpło ze strachu, ale przecież nie mogła odwołać ślubu z powodu brzydkiej pogody. Franciszek August był miłym, nieśmiałym mężczyzną. Zupełnym przeciwieństwem kuzyna Ludwiki, któremu tak stanowczo odmówiła. Jednak to, co ją w panu młodym ujęło stało się jej nieszczęściem, bo z braku stanowczości, pozwalał rządzić sobą swoim doradcom. Zbyt łagodny charakter sprowadził na tę parę dramat.
W chwili, gdy Ludwika weszła do rodziny męża w Saksonii panował król Albert i jego żona Karola. Z królem dziewczyna od razu się zaprzyjaźniła. Nazywał ją małą „i mawiał
że „co lubię u Ludwiki, to jej bezwzględną szczerość”.
Królowa była piękna, skromna, nieśmiała i zajęta dobrymi uczynkami. Opiekowała się rannymi i chorymi. Nie mieli dzieci. Teściem Ludwiki był książę Saski, brat Alberta, Jerzy. Odznaczał się charakterystyczną indywidualnością, jak się wyraziła księżniczka. Nieudolnie zaczesywał łysinę i ochotnie spełniał się w dwóch rolach: teścia i teściowej. Jego dzieci bały się go, bo bezwzględnie nimi dyrygował. A Ludwiką dyrygować się nie dawało, co sprawiło, że zapałali do siebie łagodnie mówiąc niechęcią. Pewnego wieczoru rozwścieczony nieposłuszeństwem dziewczyny złapał ją grubiańsko za ramię i wyrzucił od stołu przy wszystkich.
Spór dotyczył tego, że zastąpiła królową (na jej żądanie) na jednej z imprez dobroczynnych dotyczącej kościoła protestanckiego.
Z rodzeństwem męża również się nie dogadywała. Czuła się jak podrzutek niepasujący do gniazda. Niczym kukułka pomiędzy wróblami. „Zapominałam że „oryginalność i wyobraźnia
są jedynymi grzechami, których się nie przebacza.“ Przypominano mi to dość często niestety” – pisała ze smutkiem. „To nieszczęście, żeś weszła do naszej rodziny, ty nigdy nie będziesz naszą” wykrzykiwał jej teść.
Złościło ich, twierdziła po pewnym czasie, że ona uważała, że bycie księżniczką to żadna zasługa i żaden przywilej. Miała w nosie, że nią była. Jak również miała w lekceważeniu to iż weszła do rodziny królewskiej. Tymczasem zdawać by się mogło, że oni chcieliby, aby na każdym kroku okazywała im za to wdzięczność. Teraz sobie pomyślałam, że być może powinna była przyjąć oświadczyny księcia bułgarskiego, który pragnął ożenić się z jakąkolwiek arcyksiężniczką i być może nie poniżałby jej choćby z racji tego, że pozycję miała wysoką. Cóż skoro jego charakter ją od niego odrzucił. W końcu to mężowi powinna być bliska a nie jego rodzinie. Choć idealnie byłoby, gdyby się jej udało z rodziną również zaprzyjaźnić.
Jak wielu wie, Sisi również miała pod górkę zwłaszcza ze swoją teściową, która chciała ją traktować jak marionetkę i jak sądzę przysporzyła dziewczynie wielu łez, i przyłożyła rękę do jej nieszczęścia, a może i powstania choroby nerwowej, którą u cesarzowej podejrzewano. Sam tytuł nic nie znaczy. A za zamkniętymi, złotymi drzwiami dzieją się rzeczy niegodne.
Wręcz groteskowo wyglądało przygotowanie się Ludwiki do wizyty u cesarza niemieckiego – Wilhelma. Przestrzegano ją nawet o tym, aby za wcześnie nie wyszła z pociągu, że jeśli się spodoba cesarzowi, to on ją pocałuje, ale jej nie wolno oddać mu pocałunku. No, parodia. Sama Ludwika śmiała się z tych przestróg, bo jako kuzynka cesarza austriackiego, nie rozumiała tej dziwnej czci okazywanej Wilhelmowi. No, bo co to takiego, że siedział na tronie? Wielkie „mycyje”, no i choć ją w pewnym sensie rozumiem, to wiem, że takie myślenie bywa niebezpieczne nawet współcześnie, i to nawet wtedy, gdy nie dotyczy głów koronowanych.
Ha! I, co było?
Kiedy dojechali do Berlina, lokaje przystawili schodki do drzwi pociągu, a Ludwika wyskoczyła z niego przeskakując je. Cesarz pocałował ją w policzki oba i w rękę, a ona jego w policzek i nie zachowując etykiety pomaszerowała razem z nim do powozu. Bardzo polubiła się z rodziną cesarką, mimo że cesarz rozmawiał z nią również o polityce, bo będąc w takiej rodzinie od podobnych tematów uciec było niemożliwe. Choć ciekawe, dlaczego pomijał w tej rozmowie jej męża. Chyba, że z nim rozmawiał na osobności o czym Ludwika mogła nawet nie wiedzieć.
W tamtym momencie małżonkowie siebie lubili i niebawem okazało się, że Ludwika zostanie matką. Dzień, w którym się to okazało nazwała najpiękniejszym dniem w swoim życiu. Doskonale ją rozumiem ? Jej mąż był wtedy dla niej bardzo dobry i czuły. Dlatego Ludwika wtrąca między zdania refleksje, że źle zrobiła iż mu się nie zwierzyła z tego jak jest nieszczęśliwa pośród jego rodziny. Była za dumna, ale z perspektywy czasu uważa, że możliwe, że by ją zrozumiał i jej pomógł. Z jej wypowiedzi wynika, że faktycznie jako para przypadli sobie do gustu i nie powinno się było stać, tak jak się stało.
Swojego syna rodziła ponad 48 godzin czuwała przy niej królowa Karola. Syn Ludwiki był możliwym następcą tronu. Mimo, że sama chciała karmić noworodka, teść sie na to nie zgodził. Pozwolił tylko na cztery dni przebywania matki z dzieckiem. Trzeba być człowiekiem o kamiennym sercu, aby tak zrobić. Co ciekawe żona cesarza Wilhelma wszystkie swoje dzieci karmiła sama, czyli można było to przeforsować, albo miała szczęście do dobrych teściów.
Zabrać matce dziecko niedługo po porodzie i pozbawić ją możliwości czuwania nad nim non stop, to największa podłość nad podłościami. Nawet suce zostawia się szczenię choć jedno, aby nie oszalała, a człowiekowi tego odmawiano. Cóż to za człowieczeństwo?
Ludwika urodziła trzech synów i trzy córki, w tym jedna zmarła zaraz po porodzie o mały włos nie umarła wtedy też sama Ludwika. Dzieci były jej największym szczęściem. Cieszyło ją również, że lud Saksonii przyjął ją jak swoją i nazywał „nasza Ludwika”.
Na koniec warto wiedzieć, że pewnego wieczoru Ludwika przebrała się za mieszczkę (wcześniej ogłaszając, że czuje się niezdrowa) i razem ze swoją zaufaną służącą wybrała się do opery, i usiadła na najtańszych miejscach. Kiedy weszli członkowie rodziny królewskiej pośród publiczności posypały się komentarze ich dotyczące. Jak dobrze przypuszczacie nie były to komentarze pochlebne.
Jednak najprzykrzejsze wypadki dopiero przed nami. W końcu Ludwika opuści miejsce, w którym jej nie pozwalają być sobą. Czy mąż jej pomoże? To zależy czy wygra w nim miłość do niej, czy lęk przed ojcem. Na, co stawiacie?