Odsłuchane wywiady odc.2

Odcinek 2
Miał do wyboru dwa zawody: inżynier albo lekarz. Wolał inżyniera, ale mimo zdanych egzaminów nie dostał się na uczelnię, dlatego trafił na KUL i to na polonistykę, piszę o Wiesławie Myśliwskim. Uniwersytet był wówczas bardzo biedną instytucją, stypendia „wypłacane” były w formie posiłków, dlatego studenci wiecznie chodzili głodni. Najgorzej pisarz wspomina grysik z sokiem (nie dziwię się) taką zwykle mieli kolację. Dobrze by było, gdyby był ugotowany chociaż na mleku, ale nie wiem czy nie był na wodzie. Brr.
Jednak były dobre strony tej uczelni, bo nie byli doktrynowani tak intensywnie jak na innych uczelniach. Marksizmu nikt studentom nie wciskał w uszy, wykłady prowadzone były, jak przed wojną. Jeśli trafił się profesor komunista to i tak wykładał swoje pomijając ideologię. Czyli taki pewien rodzaj enklawy wolności. Biegali oczywiście między studentami aktywiści namawiający do wstąpienia do partii, ale można było odmówić i bez przykrości żyć dalej. Jednak mimo awersji pisarza do polonistyki to uczył się w duchu wolnej myśli. Mieli cykle spotkań z profesorami przyjezdnych i z pisarzami. Nie przeszedł na uczelni tego „prania mózgu”.
 
Do definicji literatury, których jest kilka, pisarz radzi podchodzić z dystansem, bo żadna nie wysyca tematu. Każda jest w pewnym sensie kaleka, bo czegoś nie obejmuje. Jednak przede wszystkim jest nauką wartości, a nie nauką o treści. A jej podstawą jest język, zaś „za swój język człowiek odpowiada” – takie zdanie Myśliwski wyniósł z zajęć ze swoją panią profesor na KUL-u. Nie tylko pisarz, a każdy człowiek odpowiada.
Na seminariach z tą panią brali na warsztat jakąś powieść i nie zastanawiali się, co autor chciał powiedzieć, a przyglądali się, jak powieść została zbudowana, na ile była logiczna – stąd skojarzenie z tym, że literatura też jest matematyką.
 
Myśliwski w swoim wykładzie zwraca uwagę na dwa słowa: lojalność i słowność, z naciskiem na to drugie. Twierdzi nawet, ze wielu nie wie, co ono znaczy, a dla niego jako człowieka jest najważniejszym słowem. Jeśli ktoś jest niesłowny to nic nie zbuduje, to nie ma sensu z nim zaczynać współpracy a nawet znajomości. Słowność – słowo niemodne, ale jak bardzo związane z fundamentem naszej wiarygodności. No, bo w jaki sposób udowodnisz komuś, że można ci ufać, jak nie poprzez słowność? Jeśli się umawiasz na godzinę i nie dotrzymujesz słowa to lekceważysz spotkanie, ale i tego z kim miałeś się spotkać. Najważniejsze jednak to, to, że ten, który tego słowa nie dotrzymuje, przede wszystkim lekceważy samego siebie.
 
To tak jak ten, co kala własne gniazdo. Nikt mu nie zaufa. Może nawet kilku uściśnie mu dłoń, pstryknie fotkę, żeby była podkładka polityczna, ale nikt go nie szanuje, nawet ten, który mu to zlecił, albo mu za to zapłacił.
 
Słyszałam pewne zdarzenie, które działo się w NY. Dotyczyło Polaka, który pracował u Żyda. Ten kazał Polakowi przyjść do pracy w niedzielę, ale Polak odmówił. Powiedział, że przyjdzie w sobotę na co Żyd złapał się za głowę, że nie może! Stanęło na tym, że jest pięć dni, w których obaj mogą pracować. Opowieść jest prawdziwa, znam tego Polaka, ale nie to jest najważniejsze. Najważniejsze jest to, że ten Żyd od tej rozmowy szanował tego Polaka.
 
Ale odbiegłam od tematu.
Czym jest talent według Myśliwskiego?
Pisarz cytuje „definicję” Tomasza Manna: „Talent jest to zdolność posiadania własnego losu”.
Pisarz jako wychowanek wsi, przykłada dużą wagę do języka i do słowa. Również do słowności. Wywodzi to z kultury chłopskiej, która była oszczędna w słowach, a kiedy już ktoś się odzywał to warto było go słuchać i zapamiętać. Należy pamiętać, że wieś stosowała w większości przekaz słowny, zwłaszcza, że mało kto umiał pisać. Nie należy uważać, że nikt, ale zależało to też od regionu.
Czytałam o wsiach, w których w XIX wieku chłopi umieli czytać i pisać, ale znowu, nie wszyscy. Myśliwski wspomina pewną sytuację, w której uczył niepiśmienną kobietę pisania swojego nazwiska.
Tutaj dygresja: o podobnej sytuacji pisał Prus, w którejś ze swoich nowel. Nauczyciel w szkółce wiejskiej napisał na tablicy: chata i mówi do dzieci, to jest chata! Dzieci na to, jak to chata? A gdzie izba, kuchnia, drzwi? Rozumiecie? Słowo dla nich nie było zapisem graficznym a dźwiękiem połączonym z obrazem. Nauczyciel nie zdawał sobie z tego sprawy, bo gdyby sobie zdawał, to inaczej by do tych dzieci mówił. Dlatego uczymy się najpierw liter, a później z nich układamy wyrazy.
Podobnie było z panią, którą uczył pisarz. Ona nie nazywała się tak jak on nagryzmolił na kartce, a ona nazywała się dźwiękiem tego słowa. To było jej nazwisko. Dajmy na to: Wierzba. Ona nazywała się Wierzba, było to słowo wypowiedziane na głos. A nie zbudowane z kilku znaków, które były dla niej obce.
Dziedzictwo, to coś na co się godzimy. Dziedzictwo niby przynosimy ze sobą na świat, ale musimy je zaakceptować, bo nawet jeśli ono się nam „należy” to dopóki go nie zaakceptujemy, to będziemy jak niepasujące puzzle.
Zachęcam Was do wysłuchania wykładów czy rozmów z dzisiejszym naszym bohaterem, bo moje opowieści są tylko opowieściami, możliwe że interpretuję jego słowa za bardzo dowolnie. Sami sprawdźcie 🙂
 
Cóż, na pytanie czy Wiesław Myśliwski czyta recenzje, pada mniej więcej taka odpowiedź: nawet jeśli jest negatywna, ale mądra to warto ją przeczytać – nie cytuję. Ogólnie twierdzi, że krytyka w Polsce się już skończyła, mimo że siedzi koło niego krytyk. Celowo bez nazwisk. Pan może sobie na takie słowa pozwolić z racji swojego dorobku, ale i wieku. Wiele więcej od nas przeżył, wiele więcej widział, sporo ma przemyśleń. Ma również porównanie.
Irytuje się za każdym razem, kiedy pada pytanie tylko dla pytania. Podobnie jak podczas wywiadu z dziennikarką, która przyszła nieprzygotowana i do tego jeszcze próbowała zmanipulować jego wypowiedź. Zresztą trudno mu się dziwić.
 
Mnie samą zachwycają niektóre wypowiedzi Myśliwskiego, ale nie odważyłabym się z nim rozmawiać. Zachwycają mnie, co nie oznacza, że „huknę” przed nim na kolana. Nie czczę go. Nie. Jednak do rozmowy jest potrzebny podobny stan umysłu, podobny stan erudycji, podobna inteligencja, aby żaden z rozmówców się nie nudził. I tutaj jest ta wyższa półka, te schody.
Bardzo dobrze, że są tacy pisarze, bo jest do kogo równać, bo swoimi refleksjami sprawiają, że i my się zastanawiamy. Może nieporadnie, może jeszcze bardziej intuicyjnie, ale się zastanawiamy. 
 
Myśliwski wielu wkurza…bez nazwisk.
 
Ja tam potrafię czytać Myśliwskiego i Raka, są różni a mnie nie odpadła żadna kończyna ani oko z tego powodu, że tych dwóch panów połączyłam. Bo zwykle czytam kilka książek na raz. Są jakieś antagonizmy…znowu kropki. Tutaj wracamy do chyba od dzisiaj sztandarowego mojego zapytania: na ile literatura jest dla nas pasją, a na ile narzędziem.
 
Dawno temu myślałam, że znalazłam się pośród pasjonatów koni, tymczasem na pierwszym karmieniu (o czym już pisałam) jedna z osób z buta dała koniowi strzała w pysk, bo ten miał czelność się ku niej wychylić. To było moje pierwsze potężne rozczarowanie młodziutkiego człowieka. Bo jeśli nie tam, to gdzie miałabym znaleźć podobnych do siebie ludzi?
Właśnie.
Gdzie?
Dla każdego literatura jest czymś innym, nie każdy jest otwarty na wszystkie gatunki, nawet ja. Romans lubię, ale ten XIX wieczny, nie „harlekinowy”, a czym się jeden różni od drugiego? Otóż to.
Myślę sobie, że jedną z trudniejszych rzeczy w egzystencji człowieka jest znalezienie ludzi podobnych do niego, o podobnych zainteresowaniach, podobnych do niego pasjonatów.
Na studiach byłam uważana za lesera, ale zawsze przy sobie miałam „Dekadę Literacką” i „Literaturę”, tylko takie pisma literackie dostępne były na miasteczku. Kiedy znajomi to odkryli popatrzyli na mnie jak na ufo! Znajomi z roku w tramwaju mnie nakryli, tym z akademika niewiele mówiłam o swoich zainteresowaniach.
A może faktycznie jesteśmy tylko z pozoru do siebie podobni, a różnimy się tak bardzo, że porozumienie się jest niemożliwe? Bo albo jedna strona musi schylić głowę i słuchać, albo druga strona swoją podnosi i z piedestału gada. Zauważcie, że od dawien dawna, gada się najgłośniej o równości, ale…tak znowu te kropeczki.
Kończę, bo odbiegłam od tematu pisarzy.
Dobrego dnia!