Dobrze oświetlone miejsce

Hemingway cały czas mnie fascynuje jako człowiek. Jego charakter i własne zdanie. Mimo, że popędliwy i może zbyt ostro reagujący, to szczery i nie pozwalający sobą manipulować.
 
W 1932 roku napisał opowiadanie o nicości. Na cztery dni przed Bożym Narodzeniem, gdy odprowadzał Maxa (swojego wydawcę, z którym spędził tydzień na polowaniu) na pociąg, wręczył mu tego tekstu rękopis. Opowiadanie miało niewielką objętość i napisane było głównie kursywą.
 
Nie ma w nim akcji. Fabuła opiera się na dialogu prowadzonym między dwoma znużonymi kelnerami, którzy czekają, aż ostatni, stały klient skończy pić i wyjdzie, a oni będą mogli zamknąć. Rozmawiają o tym właśnie kliencie. Gdy klient wychodzi, kelner porządkując lokal w samotności, w ciszy, ze świadomością, że miasto już śpi, że rodziny pozamykały drzwi na łucznik, że za oknem jest gęsta obojętna noc, a on wróci do zimnego pokoiku na piętrze, gdzie nie czeka na niego nawet kot; dokonuje oceny własnej sytuacji i kondycji świata. Okazuje się, że w tym świecie, czysta i ciepła kawiarnia daje schronienie przed nicością.
 
„Była to po prostu pustka, nicość, którą znał aż nazbyt dobrze. Wszystko jest nicością, człowiek jest niczym. To wszystko wypełnić można tylko światłem, no i odrobiną ładu i czystości” [M. Reynolds, Hemingway, s.149].
 
Opowiadanie zostało zatytułowane „Jasne, dobrze oświetlone miejsce”. Podobno to sformułowanie weszło na stałe do słownika Amerykanów.
 
Takie rozważania są niebezpieczne i dopiero potem, po wszystkim znajomi Ernesta zaczęli składać niczym puzzle, jego słowa, jego zachowania, jego zmiany. W normalnym nurcie życia nie zwracamy uwagi na takie incydenty. Ech, zmienia drogę rozwoju, idzie w innym pisarskim kierunku, co innego go zaczyna interesować.
 
Sformułowanie zawarte w tytule opowiadania weszło na stałe jako określenie tych, którzy w poszukiwaniu tego miejsca odebrali sobie życie.
 
Rok wcześniej, jesienią, nim powstał ten tekst Hemingway siedząc ze znajomym przy whiskey zasmucił go mówiąc, że pewnego dnia i on, jak jego ojciec, będzie musiał się zabić.
 
On, który nie potrafił odpuszczać. Kiedy zasadził się na niedźwiedzia, mimo zbliżającej się burzy, nie przestał go tropić, choć zwierzę było ranne i niebezpieczniejsze niż normalnie. Nie zrezygnował mimo nocy i potężnego mrozu. On, który lubił życie i swoje zainteresowania i to w jaki sposób spędzał czas, choć ten sposób sporo go kosztował pieniędzy. On nie usychał na nudnej posadzie, nie męczył się z nieuprzejmymi klientami, nie wracał do domu padnięty z lichą pensją w kieszeni. On czerpał z życia pełnymi garściami i pewnego wieczoru, tak po prostu, powiedział, że będzie się „musiał zabić”.
 
Powstanie takiego opowiadania powinno jego bliskich zaniepokoić, ale zauważcie, że jego stwierdzenie jest zwykłym, zimnym stwierdzeniem. Czyli jeśli tak postanowi, to pewnego dnia to zrobi, bo nie będzie to samobójstwo w afekcie. Nie ma jak człowieka od tego odwieść.
Nie dawał się manipulować producentom filmowym, wytwórniom, które chciały aby swoją osobą promował np.: film „Pożegnanie z bronią”, co pisarza rozwścieczyło. Uważał, że Paramount kupił prawa do ekranizacji, ale nie kupił autora książki. Film obejrzał wtedy, kiedy chciał, pewnego wieczoru w Nowym Yorku, bez pompy i błysków fleszy jako zwykły nie rzucający się w oczy widz. Pod koniec, gdy Gary Cooper niesie martwą Helen Hayes do okna, a białe gołębie latają dookoła, Ernest szepną do koleżanki, która mu towarzyszyła: „Jose, cholera, ale to są przecież mewy” ?
W tamtym czasie popularność pisarza była coraz większa, jego życie prywatne mimo, jego wściekłej obrony, coraz bardziej interesowało dziennikarzy. Okrzyknięto go Amerykańskim Byronem, robiono z niego bohatera wojennego, co go doprowadzało do furii. Nie pomagały oświadczenia. Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej podsycały ciekawość. Sam pisarz nie lubił się promować ani występować publicznie. Był typem raczej wycofanym i zamkniętym w sobie. Można by powiedzieć, że nieśmiałym. Do tej pory uważano go za nieoszlifowany talent pisarski, teraz otwierały się przed nim nowe horyzonty, a opinia krytyków przestawała mieć dla społeczeństwa znaczenie.
 
Jednak mimo tej nazwijmy ją „nieśmiałością publiczną” był również apodyktyczny i zaborczy w stosunku do swojej rodziny nie tylko żony czy dzieci. Nie zgodził się na przykład na małżeństwo swojej siostry Carol, która otrzymała stypendium literackie w Rollins Colage. Jego młodsza siostra studiowała w Austrii, zawsze myślała samodzielnie i obdarzona została nieugiętą wolą, podobną do woli Hemingwaya. Dlatego miała w nosie jego fanaberie, co pisarza rozwścieczyło jeszcze bardziej, bo była bardzo do niego podobna. Do małżeństwa doszło, a Ernest „wyrzucił” ją ze swojego życia, zaś Carol do swojego brata nie zaprosiła. Pisarz po tym zdarzeniu czuł się zraniony i cierpiał jak zdradzony kochanek. Nigdy jej nie wybaczył.
 
Nie przestaje mnie zadziwiać jak bardzo potrafimy się zacietrzewiać, jak bardzo zapętlamy się na jakimś zdarzeniu, sytuacji, które jakby na nie spojrzeć z lotu ptaka okazałyby się nieistotne. Jak chętnie pielęgnujemy urazy, które z biegiem lat stają się przepaściami nie do przebycia. Tylko, po co tak? Aż tak?
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *