Dekalog ludu dawnego

Kradzież i krzywoprzysięstwo uważał lud za wielkie zbrodnie (rok ok. 1880) Jednak zbrodnią największą było „łamanie postu”, a człowiek, który w piątek jadł mięso uważany był za człowieka najpodlejszego gatunku, godnego pogardy.

Jednak to nie oznaczało, że lud wiejski był tak bardzo pobożny. Te wierzenia i ocenianie wykroczeń nie mają nic wspólnego z kręgosłupem moralnym. Niechby tylko chłopa spotkała susza, powódź lub pożar już by on potrafił pomstować na świętych pańskich.

Przypominał wówczas Kserksesa ( ur. ok. 518 p.n.e., zm. 465 p.n.e. – szachinszach perski z dynastii Achemenidów. Panował w latach 485–465 p.n.e. Był synem i następcą Dariusza I Wielkiego), który morze kazał smagać łańcuchami za karę, że potopiło jego statki.

Piekło wyobrażali sobie jako czarny, osmolony budynek odwrócony do góry nogami. Jeżeli nie chciałeś tam trafić przed wcześnie nie powinieneś chodzić do tyłu. W kadziach gotowały się nierządnice (jak zupa), a kłamcom i oszczercom na gębach wyrastały żaby i gryząc ich ciągle dręczyły. Zaś podłoga i powała zbudowana była z samych panów, którzy wymyślili pańszczyznę.

Marą miał być człowiek, który w taką godzinę się urodził, że Marą się stał. I potem nocą dusił ludzi, zwierzęta, drzewa albo ciernie. Najbardziej dokuczliwe były ciernie. W pewnym majątku około roku 1830 wszyscy parobcy i dziewki do posługi chodzili bladzi ze strachu. Plaga Mar zagnieździła się na obejściu, tak uważano. Nikt się nie wysypiał, każdy wstawał struty, bo go w nocy dusiło. Tak wszystkich dusiło, dopóki nie skończyło się mięso, które podawano wszystkim na kolację z kluskami i skwarkami. Kiedy kolacje stały się postne, Mara zniknęła także, ten…