Odcinek 3
Ach te zalane słońcem niedziele! Z czyściutkim, błękitnym niebem i zapachem poranka, który jest pomieszaniem woni kwitnących jabłoni ze świeżością wysuszonej na słońcu pościeli. Ze śpiewem ptaków, z gdakaniem koguta, z zapachem pieczonych racuchów. W taki dzień nie sposób się nie uśmiechnąć, nie sposób się złościć czy obrażać. W taki dzień człowiek cieszy się, że żyje! Odczuwa to życie pełniej, jakby do samych trzewi, a „tylko” oddycha. Ma odwagę. Ruszyłby w drogę, w podróż, podjąłby się najśmielszych projektów, coś by zaczął nowego, nawet wymagającego. W taki dzień zdaje się człowiekowi, że każdy kamyk, cały wszechświat mu sprzyja, że nawet w cieniu nie kryje się żaden utracjusz, że istnieje tylko dobro.
Wiadomo, że to tylko pozory, ale dobrze, że takie dni istnieją.
Wczoraj podczas domowych obowiązków zaczęłam słuchać „Katedry” Dukaja. Podchodziłam już kilka razy do tekstów tego pisarza i podobnie jak z Lemem, odkładałam. „Katedra” kojarzy mi się z pewnym filmem, który zaczyna się od obrządku jeszcze nie pogrzebowego, ale związanego z wystawieniem zwłok zmarłego zakonnika w nawie kościelnej. Zwłoki leżą w otwartej trumnie a dookoła gromadzą się ludzie. słychać szlochy i mamrotane pacierze, te dźwięki rozchodzą się w świątyni o dobrej akustyce w sposób hipnotyzujący. Nie zagłusza ich żadna melodia ani śpiew. Zakonnik ów był człowiekiem darzonym estymą, cieszył się wielkim szacunkiem i za jego sprawa mają się dziać cuda. W związku z czym Rzym wysyła człowieka, który ma te cuda obalić, udowodnić, że nie są prawdziwe.
W „Katedrze” dzieje się coś podobnego, tyle że dzieje się w kosmosie. Jest sporo niezrozumiałych słów charakterystycznych dla tamtego „ekosystemu”. Rzecz jasna na znane tło nałożona zostaje refleksja autora nie tyle odważna, choć trochę też, co niepokojąca. Wskazuje kierunek, w którym zmierzamy. Ciekawe jest także to, iż w wyobraźni zwykle widzimy, że życie w kosmosie wyglądałoby zupełnie inaczej niż to ziemskie. Tymczasem zmienia się sceneria i warunki, ale nie mentalność ani na przykład istnienie Kościoła. Mnie by nie przyszło do głowy wprowadzić Kościół do tekstu z gatunku fantastyki i to fantastyki naukowej. Tymczasem jest to zabieg naprawdę ciekawy i nie ma nic wspólnego z odgrzewanymi kotletami. Jestem na początku tej powieści i ogólnie świat kosmiczny, planetoidy itp. zwyczajnie mnie nie poruszają, co nie znaczy, że nie dosłucham do końca.
Oczywiście, że nadal istnieje pokaźnych rozmiarów grono czytelników fantastyki naukowej i zwykle są to osoby, które interesują się nauką i zmianami zachodzącymi w naszym świecie, a związanymi z rozwojem technologii. Jest to literatura wymagająca nie tylko koncentracji, ale i wiedzy. Sama takowej nie posiadam, a jeśli coś, gdzieś, to jest to bardzo szczątkowe.
Pewnie, że obserwowałam (z całą rodziną) na żywo, gdy emitowano start Starshipa, albo oglądałam fotki, które zrobił łazik na Marsie. Trudno się takimi rzeczami nie interesować i one faktycznie potrafią poruszyć wyobraźnię, ale jako takiej porządnej wiedzy w tym temacie nie posiadam.
Dukaj należy do kolejnych pisarzy, z którym lubię słuchać wywiadów i jego dłuższych wypowiedzi. Co nie oznacza, że kumam o czym mówi, bo to o czym mówi wybiega poza zwykłe oczytanie literackie. Tutaj trzeba już czytać naukowe pisma i to zagraniczne, i najlepiej w oryginale. Ale mnie ciągnie i choć sobie dawkuję, to słucham.
Czy faktycznie odchodzimy od czytania do społeczeństwa obrazkowego? Czy zostaniemy w kulturze pisma? Czy będziemy walczyć jak kultury oralne, które walczyły z pismem, bo widziały w nim zagładę mędrców. Nie jest istotne, co ja jako dziecko pisma, myślę o następnym etapie, w który wchodzi ludzkość. Istotne jest to, co ten etap stworzy, czy stworzy jakąś wartość, czy będzie blagą.
Są ludzie, którzy potrafią „programować” innych ludzi w ramach potrzeb tych pierwszych. Najgorsze jest to, kiedy wszystko staje się „zupą” bezcelowości, mówi Dukaj. Nic nie ma dla mnie wartości. Wszystko jest na jednym poziomie ważności, czyli bezcelowości.
Ludzie wychowani w piśmie przestają być mędrcami. Mędrcami byli tylko ci, wychowani w kulturze oralnej. Choć my, jako dzieci pisma, patrzymy na tych „oralnych’ jak na prymitywów. Tymczasem oni mieli wszystko w głowie, a za nas już „pamięta” tekst. Obecnie pamięta już komórka, mało kto pamięta telefony do znajomych czy rodziny, komórka pamięta. Pokolenie audiowizualne z kolei, już nie opowiada jak stworzy na przykład film. Ono mówi; chodź pokażę ci, ono już nie umie nawet opowiedzieć o tym i jak to coś robi, ono woli to pokazać, bo jest łatwiej.
Nie jestem pokoleniem audiowizualnym, ale pamiętam, że kiedyś pracowałam na pewnym programie w firmie, a później poszłam zaliczyć znajomość tego programu na studiach. Nie potrafiłam pani odpowiedzieć na żadne pytanie dotyczące tego, jak pracuje ten program. Ale potrafiłam wykonać jej polecenia. Czyli w pewnym sensie powiedziałam, że nie umiem o tym opowiedzieć, ale pokażę jak ten program działa. Nawet więcej, ona przestała mi dawać zadania, a ja nadal mówiłam i pokazywałam jej, ze on potrafi jeszcze to: przykład, to i to. Jednak nie umiałam o tym opowiedzieć.
Choć jestem „dzieckiem pisma” to trochę rozumiem zachowania osób, które wyrosły w czasach audiowizualnych. Wiadomo, że jest krzyk, bo wyobraźnia, bo mowa, bo pismo, bo się upośledzamy. To jednak chyba jest pozorne, choć faktycznie tracimy pewne umiejętności czy zdolności, ale zyskujemy inne, które są nam zwyczajnie potrzebne w życiu.
Nie sposób nie dojść do sztucznej inteligencji. Sama się jej nie boję, choć podchodzę z dystansem, bo na razie jest jeszcze ok, choć z biegiem czasu może być różnie. To zależy od nas jak będziemy w sieci bezpieczni, czyli ostrożni. Czy dotrze do nas, że sieć czyli internet w pewnym sensie przypomina wrogi Ocean z Lema, czy nadal będziemy rozdawać swoje dane na prawo i lewo, i gromadzić aplikacje z kodami ze sklepów czy się opamiętamy? To taki maleńki przykład.
Należy też się zastanowić na ile literatura z działu fantastyki naukowej jest tylko fikcją, a na ile konkretnymi wnioskami, które prowadzą nas do kolejnych faz rozwoju technologii, która człowieka coraz bardziej wypiera i zastępuje, jednak… dawno temu bano się pociągów, telefonów, kalkulatorów czy fotografii. Każdy z tych wynalazków miał porywać ludzką duszę
Ale czy człowiek ma jeszcze duszę?
Zauważcie, że wielu z nas odwraca się od technologii i ucieka w pewnego rodzaju pogaństwo, bo prędzej zrozumie wróżenie z fusów niż programowanie choćby pieca gazowego. Jest taki trend, że wolimy wróżenie z kart niż przewidywanie własnej przyszłości oparte na wyciąganiu wniosków z naszych działań. Nie ma tutaj magii, jest jednak przymus myślenia i każdy kto kiedykolwiek grał w szachy wie, jak ważne jest myślenie strategiczne i przewidywanie dwóch albo nawet trzech ruchów do przodu naszego przeciwnika. Przewidywanie również konsekwencji naszego ruchu. Czyli w wyobraźni musimy wykonać ileś ruchów, które są możliwe nim wykonamy swój. Ilość tych ruchów jest ograniczona, nic tutaj nie nawymyślamy, ale każdy powinniśmy przewidzieć i się na niego przygotować.
Takie myślenie nie jest niczym nowym.
Spójrzcie, odbiegnę od tematu, najpierw były blogi, zachysnęliśmy się tekstami wirtualnymi, później vlogi, dzisiaj najpopularniejsze są podkasty. Już mniej czytamy, za to więcej słuchamy, chociaż nie radia. Korzystamy z zasobów cyfrowych dużych bibliotek nie ruszając się z miejsca, ale przecież już Borges czy Eco opowiadali o bibliotekach cyfrowych, ale oni szli dalej. Oni mówili, że te biblioteki będą mogły stać się więzieniami czytelnika. Czemu? Bo czytelnik bez umiejętności „chodzenia” po takiej bibliotece stanie się jej więźniem. Nie będzie potrafił z niej się wydostać ani znaleźć szukanego utworu.
Dobrego dnia