Ciche bohaterki odc.1

 
Co się działo tuż przed Powstaniem Styczniowym?
Atmosfera była napięta, a kobiety głównie uczestniczyły w nabożeństwach i procesjach, tyle tylko, że wiele z nich było zakazanych. Podobnie, jak wiele pieśni było zakazanych, pieśni które sporo z nas zna doskonale. Nikogo nie zdziwi zachowanie zaborców Prus czy Rosji względem nieposłuszeństwa. Maria Bruchnalska przytacza całe listy młodych kobiet, które zostały zabite na miejscu, albo pobite na śmierć i umarły w szpitalach. Każdy kto myśli, że Austriacy łagodniej takie ruchy traktowali jest w błędzie.
„Za śpiewanie pieśni n a b o ż n y c h p o d krzyżem na Zamku w Leżajsku
22 V 1864 r. nie tylko powołano przed trybunał w o je n n y grupę młodych dziewcząt, ale je p o n a d to przez dwa miesiące z górą więziono w R z e s z o wie.
O to groźne przestępczynie , przeważnie analfabetki:
K i s z a k i e w i c z K le m e n ty n a — lat 16,
B a b k ó w n a Cecylja — » 17,
D r o ż d ż a l ó w n a Anna — „ 15,
T r y c z y ń s k a Józefa — „ 1 9 ,
T a n a s i e w i c z Ludwika — „ 18,
B a n a s i o w a Karolina — „ 30,
E u s t a c h i e w i c z Julja — „ 16,
B a n a s i ó w n a Apolonja — „ 14,
M a t u s z y ń s k a Marjanna — „ 1 8 . ’
Wszystkie zeznawały zgodnie, podpisując się znakiem krzyża, że śpiewały tylko pieśni p o b o ż n e , a mianowicie: „Straszliwego Majestatu Panie ” ,„Nie opuszczaj n a s ” , „Zawitaj Matko Różańca świętego ” , „Pani Tobie w ofierze” a tę pieśń majową śpiewa się zawsze na nutę : „Boże coś Polsk ę ” . Każdą pytano osobno , „czy w pieśni wymawiała (widać groźne dla Austrji) wyrazy Droga ojczyzno. Naturalnie przeczyły kategorycznie”. [ Ciche bohaterki, udział kobiet w Powstaniu Styczniowym].
Ta lista jest tylko przykładowa, bo w każdym zaborze podobne pieśni śpiewano i za to zaborcy karali, jak najgorszych przestępców. Książka, o której wspominam jest pełna list kobiet zamordowanych czy więzionych różnego pochodzenia, bo pośród nich znajdowały się również szlachetnie urodzone.
Najbardziej znienawidzoną była pieśń „Boże coś Polskę”, do więzienia można było trafić za samo posiadanie książeczki z jej tekstem. Jedna pani pyskata, gdy książeczkę jej skonfiskowano powiedziała: „że kupi nową, a zresztą umie ją na pamięć” za co stanęła przed sądem. Jednak śpiewały nie tylko kobiety, śpiewali również panowie. Niektórzy kapłani zakazywali śpiewania na mszach polskich pieśni, wtedy szlachta wraz z ludem bojkotowali dany kościół. Żandarmeria dostawała „małpiego mózgu”, bo nie mogli sobie poradzić z tymi ludźmi. Jak im jedne drzwi zamknęli to oknem weszli, jak zgromadzeń zakazali, to pomnik ku pamięci ofiar z 1846 roku chcieli stawiać (Gdów). Musieli pilnować placu dzień i noc, żeby ta „zbrodnia” się nie zdarzyła.
„Nabożeństwo w mieścinie takiej, jak Alwernia, i wiosce jak Poręba,
nazywają władze austrjackie „Monstre Demonstration”, a przecież całem wielkiem przestępstwem było odśpiewanie tamże przez ludność wraz z klerem pieśni „Bądź pozdrowiona Marjo przeczysta, Królowo Polski, Panno wiekuista”. Kraków 15 XII 61. (Archiwum państwowe, Lwów „Politische
Demonstrationen 1861— 1862″).
Mimo szpiegów, agentów, donosów i aresztowań ówczesne społeczeństwo nie przestawało śpiewać zakazanych pieśni. Wszak nie walczyli, nie strzelali tylko się modlili. Nie rozrzucali ulotek, nie agitowali, tylko śpiewali. Nie spiskowali tylko mówili pacierze. Być może taka pasywna postawa, pasywna lecz pełna sprzeciwu najbardziej doprowadzała zaborców do białej gorączki. Modły owe wzywające tylko boskiej pomocy nie powinny były tak rozjuszać państwa katolickiego, za które uważała się wówczas Austria, a jednak jej dygnitarze urządzali istne pościgi za modlącymi się (jak to zabrzmiało).
Głowili się i głowili, a im bardziej się głowili, tym bardziej nie wiedzieli jak wydrzeć z serca i duszy tę myśl przez nich znienawidzoną – myśl o wolności – która żyła tak w umysłach wysoko urodzonych ludzi, jak i w głowach osób z cichej, wiejskiej ustroni.
O żałobie narodowej, czyli okresie, kiedy kobiety zaczęły się ubierać na czarno, już wspominałam, być może rozwinę temat w przyszłości. Nawet suknie ślubne miały czarne, wyprawy ślubne były całkiem czarne (co nie było przemyślane). To z kolei najbardziej drażniło Moskali. Tym bardziej, że kiedy przychodziła jakaś rocznica polska, narodowa, to kobiety ubierały się kolorowo, by na następny dzień znowu odziać się w czerń. I znowu mamy tutaj bierny opór, który jednak wkurza najbardziej, bo co? Za kolor sukni aresztujesz kogoś? Choć Moskale posuwali się do różnego barbarzyństwa.
Kiedy wybuchło powstanie, kobiety musiały się zwrócić w stronę pomocy realnej. Czyli zaprzestać manifestacji, a zakasać rękawy do roboty. Z małymi wyjątkami wszystkie stanęły w szeregach pomocy domowej, szpitalnej czy kurierskiej. Tworzyły tajne komitety, które swoją siatką objęły wszystkie tereny pod zaborami. Pierwszym takim komitetem, który dał przykład reszcie był Komitet „Piątek” w Warszawie. Kobiety nie tworzyły dokumentów, nie przechowywały nazwisk, tylko je pamiętały. Jeśli coś zapisywały to na krótko i szybko niszczyły. Dlatego odtworzenie ich członkiń było szalenie trudne, a w niektórych przypadkach wręcz niemożliwe. Mimo tej ostrożności i tak znaleźli się tacy, którzy sypali nazwiskami podczas przesłuchań, wydając na dziewczyny wyroki.
„Piątki” stanowiły siatkę piątek, jak sama nazwa wskazuje. W uporządkowaniu ich działalności pomógł Wacław Przybylski ówczesny naczelnik miasta. Czyli na każdy okręg miejski przypadało pięć Piątek i one tworzyły jeszcze swoje wewnętrzne piątki. Zarządzała nimi Rada składająca się z kilku kobiet pod przewodnictwem starego weterana wojennego.
Tak o tym opowiadał Wincenty Morawski:
„Patrjotyczne Stowarzyszenie kobiet zawiązało się w roku bieżącym.
Miało na celu niesienie p o m o c y rannym przez dostarczanie przedmiotów, do opatrunków i kuracji potrzebnych. Po kilku bitwach, stoczonych n a d granicą austrjacką, zawiązał
się i w Krakowie Komitet niewiast, złożony prawie z samych dam
z arystokracji w celu opiekowania się rannymi”.
Niestety jak się okazuje pan zadenuncjował kobiety z tego komitetu, co się dla nich skończyło więzieniem. Choć nie dla wszystkich, przecież nie znał całej siatki.
„Piątki” niosły również pomoc rodzinom powstańców. Każda z kobiet należąca do komitetu miała obowiązek, co miesiąc wpłacać pieniądze, które szły na pomoc dla tych rodzin. Zwracano również uwagę, aby żadnej rodziny nie faworyzować ani nie pomijać. Seweryna Pruszkowa, jako pomysłodawczyni organizacji stała na jej czele, miała kontakt listowny z naczelnikiem miasta i Rządem Narodowym. Dlatego nie należy „Piątek” traktować jako emocjonalnego zrywu, który by był niezarządzany i robiący, co którejś tam zagrało w duszy. Nie, panie (w dużej mierze młodziutkie kobiety: 17, 19 lat) działały według konkretnych zasad i były z wykonania swoich zadań rozliczane. Seweryna też napisała pamiętnik z tego czasu, jeśli do niego dotrę, to opowiem Wam więcej.
Jak to bywa z organizacjami tajnymi trochę można dowiedzieć się z przesłuchań i zeznań światków, trochę z pamiętników, ale trzeba brać pod uwagę, że autor nie wszystko tam napisze, bo jak tajne, to tajne. Seweryna swój pamiętnik napisała dla córki i całkiem możliwe, że nie został opublikowany tylko istnieje w rękopisie. Z niego korzystała autorka książki, o której wspominam, ale jak sama we wstępie pisze, nawet Pruszkowa nie podaje w nim nazwisk członkiń, chyba że już nieżyjących.
Rzecz jasna kobiety szyły ogromne ilości bielizny, tak dla więźniów jak i powstańców. Niektóre, te, co miały znajomych w urzędach, ale takich zaufanych, ostrzegały innych przed aresztowaniami. Tak, jak to było z matką Anny Potockiej, która dzięki waśnie takiemu ostrzeżeniu zdołała uciec.
Były też dziewczyny wyznaczone do przenoszenia tajnych pism Rządu Narodowego do określonych osób, robiła to między innymi Helena Rapacka. Takie działanie długo się dziewczynom udawało, bo jako niedorosłe, nie zwracały na siebie uwagi. Niestety była też światkiem, jak powieszono pięciu członków tegoż Rządu.
I, co powiecie o działaniach dawnych kobiet?
Mówi się, że o kobietach było i jest cicho, że niedocenione, niezauważone. Tymczasem wystarczy poszukać, poczytać i okazuje się, że to nie prawda.
Książka Bruchnalskiej ma ponad 200 stron, zatem najciekawsze, jak sądzę przed nami ?