Ból powiadamia o istnieniu. Ten ból uniemożliwia powiedzenie całej prawdy. Łączy duszę z ciałem, jest również jedynym językiem, którym komunikuje się dusza z otoczeniem. Wypowiada się bólem i ten ból jest prawdziwy, dlatego krzyk ma w sobie prawdę. Szloch, łkanie i brak ukojenia również powiadamia nas o życiu – o tym, że żyjemy.
Potrzeba wolności
Jest bardzo pierwotna. Pragnienie wyzwolenia się od cierpienia, z niekomfortowej sytuacji, od natarczywej presji drugiego człowieka. Ludzie bardzo lubią podporządkowywać sobie istnienie drugiej osoby. Wręcz uwielbiają zagarniać jej teren, pozbawiać ją możliwości dysponowania sobą, likwidować jej indywidualizm poprzez wzbudzenie w niej poczucia winy. Całe ludzkie istnienie oparte jest na poczuciu winy i ci bardziej drapieżni doskonale potrafią tę cechę lichej egzystencji wykorzystywać dla własnych celów.
„Mówiąc, zagadujemy tylko niewyrażalne” [J.Kornhauzer].
Żeby odwrócić własną uwagę od towarzyszącego nam bólu duszy, bólu, którego nie sposób opisać ani wyrazić słowami pozwalamy umysłowi zakrzyczeć, to co czujemy więc paplamy. W radiu słowotok, w telewizji słowotok, w internecie słowotok. Każdy się wypowiada, każdy zabiera głos, bardzo rzadko z sensem, jakbyśmy chcieli rozproszyć aurę tajemnicy, którą chowa nasze wnętrze. Pragnąc przepędzić ciszę nie pozwalamy na to by ją usłyszeć, jak gdyby uświadomienie sobie jej obecności mogło człowieka unicestwić.
Dzisiaj nikt nie słucha
Rozmowa to współpraca, czasem ognista wymiana zdań, ale jednak wspólpraca. Słuchanie wymaga pewnych umiejętności, których zaczyna u ludzi brakować. Jakby nie było nasza odpowiedź powinna nawiązywać do tego, co ktoś do nas mówi, a nie traktować, o czymkolwiek, zupełnie od czapy. Niby oczywista sprawa, ale, ale…
Rozmawiając wpływamy na siebie
Na decyzje, opinię, poglądy, ale także informujemy, dokształcamy i podpowiadamy. W XIX wieku konwersowano cały czas, dzieci były uczone konwersacji. Potem w miarę rozwoju cywilizacji zaczęto na konwersację pluć, że były to rozmowy o niczym. Salonowe gadki, bowiem podlegały pewnym zasadom, które należało przestrzegać, a ten, kto tego nie robił uznawany był za gbura i wykluczony z towarzystwa. Rzecz jasna jest sporo racji w tym, że salon obfitował w rozmowy sztuczne, jednak to, że rozmówcy dobrze wiedzieli, o czym nie należy rozmawiać, żeby drugiej osoby nie wprowadzić w zakłopotanie, to już jest bardzo ciekawa kwestia.
Czy wtedy było lepiej?
Obłudy nie pozbyliśmy się dzięki bezpośredniej agresji. To, że atakujemy siebie wszędzie i krzyczymy – zauważcie, krzyczymy drugiemu w twarz nie stawia nas wyżej niż wyśmianych XIX-sto wiecznych przodków. Oni przynajmniej się hamowali. Obecnie rządzą zasady wolnej amerykanki.
Ból jest prawdziwy
Ten wewnętrzny, ten który czujemy, gdy zostaniemy oszukani, zdradzeni, niesłusznie oskarżeni, kiedy padniemy ofiarami niewdzięczności. O takim bólu nikt nie opowiada, bo nie sposób go nazwać, trudno znaleźć słowa, które o nim opowiedziałyby, tym bardziej trudno znaleźć rozmówce, który zrozumiałby to o czym opowiadamy. Kiedy człowiek mówi, zaraz między jego słowa wkrada się cień, który zaczyna słowa naginać, ustawiać je w nieszczere roszady, mało kto uświadamia sobie, że ten cień to należy do jego natury. A rozum został dany po to, żeby cień okiełznać, a nie by oszukać słabszego.
Do następnego!