Bohaterki na dziko

W opowieściach z Dzikiego Zachodu (tych prawdziwszych) jest wiele smutku i potężne ilości samotności. Nigdy nas nie pociągały, bo pierwsze skojarzenie, jakie mieliśmy i z tym legendarnym miejscem, to ogromnych rozmiarów przestrzenie i drogi ciągnące się „od narodzin do wieku dojrzałego”, bo nim gdzieś się w końcu osadnikom udało dotrzeć, czasem wyruszali, jako niemowlęta w koszykach, a docierali do celu, kiedy kończyli czterdziestkę i okazywało się, że całą młodość spędzili w drodze do domu, który dopiero miał powstać. Bywało jeszcze wcale nie rzadko, że miasto, do którego pielgrzymowali spłonęło, albo po prostu zbankrutowało, a na pustych ulicach wiatr zamiatał liście i sypał piachem w oczy.

Opowieści o wesołym życiu rewolwerowców i beztrosko upływających dniach

Nie znajdują u nas poklasku, bo niewiele w nich jest prawdy. Zazwyczaj na horyzoncie pojawiała się historyjka o samotnej śmierci, albo o ciągnących się w samotności i nudzie latach, lub o bardzo mroźnych zimach, podczas których zjadano własne konie, a potem dzwoniono zębami.

Bohaterki Dzikiego Zachodu

Tak nazwała jeden z rozdziałów Elizabeth Kerri Mahon, a cała książka nosi tytuł „Skandalistki”. Czy te kobiety i ich historie faktycznie należałoby nazwać skandalistkami i skandalicznymi? Mamy wątpliwości. Czy jeżeli w świecie zwierząt (przepraszamy za porównanie) samica walczy o swoje gniazdo, o miejsce do życia to nazwiemy ją skandalistką?  Nie wiemy, co powodowało autorką, że wybrała akurat te kobiety, na pewno w historii Dzikiego Zachodu jest wiele ciekawszych portretów, jednak wspomina tylko: Mary Ellen Pleasant (Murzyńska gosposia), Sarah Winnemucca (Indianka) – przewodniczka ekspedycji Lewisa i Clarka, w trakcie, której opracowano mapy dla szlaku oregońskiego (droga migracji osadników na zachód Stanów Zjednoczonych), Calamity Jane alkoholiczka i towarzyszka Dzikiego Billa Hickoka, Elizabeth „Baby Doe” Tabor „szalona” żona milionera.

Ich historie wzbudzają w czytelniku melancholię – wszystkie umierają w samotności

Ich ekscentryczne zachowanie wprawia w zdumienie, nie sposób im zazdrościć, w ich działaniach brakowało mądrości, w nadmiarze za to było goryczy i szamotania się z normami, zasadami, konwenansami. W końcu wcześniej czy później każdy człowiek odkrywa, że jest bezsilny. One też to odkryły. Takie odkrycie zwykle zwiastuje upadek, albo załamanie nerwowe.

W opowieściach o tych kobietach jest właśnie to wszystko, co niesie ze sobą nasze pierwsze kojarzenie o Dzikim Zachodzie

To tylko skowyt rozpaczy. Szybko powstające fortuny, które z równie wielkim rozmachem i szybkością rozpadały się. Zgorzkniałe kobiety wypatrujące mężczyzn i ich mężczyźni w przydrożnych knajpkach pozwalający sobie odstrzelić głowy. Osadnicy karczujący las, żeby zasiać kukurydzę. Wszędobylski wiatr i piach. Kobiety przesiadujące w knajpach, prostytutki mądrzejsze od tych, co czas spędzały w kuchni. No i ta porażająca samotność. Tak wielka, jak wielkie odległości dzielące jedno gospodarstwo od drugiego, jedną chałupę od drugiej, jak okiem sięgnąć za horyzont, tylko człowiek, preria i wiatr. Brr.

Za głosem serca

Można ludzi podziwiać za ich ekscentryczne zachowania, za ich parcie drogą ku swemu powołaniu, za chęć złamania zasad, które w ich rozumieniu są złe, lub krzywdzące. Jednak rzadko, kiedy takie kobiety wychodziły na tym dobrze. Takie opowieści przerażają, bo grożą, że każdego to może spotkać, każdego go nie zgadza się na stereotypy. Na życie zgodne z normami ustalonymi, przez ludzi bez polotu, bez chęci zmiany świata, bez pragnienia by wzlecieć w słońce. Chciałoby się historii wspaniałych, w których bohaterowie zwyciężają zły los i żyją długo i szczęśliwie. Jednak życie układa się inaczej, zło hula i dudki pali, a dobro skapuje ze ścian w postaci… oj czego już tam chcecie.

„Skandalistki” powinny zostać napisane w inny sposób, to może dobrze by się o nich czytało. Bo ileż można śledzić losy kobiet, które jednak w większości przypadków kończyły źle.  Książka przygnębiająca, ot, co!

Do rychłego!